Rozdział 31

Październik chylił się ku końcowi, a jesień zadomowiła się na dobre, zrzucając bezlitośnie kolorowe liście z drzew. Do tego wszystkiego doszedł wiatr, który z ogromnym zadowoleniem targał włosy, rozwiązywał szaliki i doprowadzał do gubienia rękawiczek. Niebo wieczorami przybierało cudowne łączenie różu i fioletu, a popołudniowe słońce dokładało wszystkiemu dookoła złocistego wyglądu. Jesień była prawie idealna, ale opady deszczu doprowadzały ludzi do depresji i dziwnych rozkmin na temat życia.

Nawet Lince, a może, tym bardziej jej jesień dała porządnie w kość. Obchodziła się z nią bezlitośnie, powoli obdzierając ją ze wszystkiego, co dobre i radosne. Feliks zszedł na drugi plan wraz ze swoją niby luźną znajomości z Sandrą. Dziewczyna zaczynała wręcz nienawidzić tej dziewczyny, a tym bardziej, kiedy ta go zaprosiła na wieczorny wypad na salę gimnastyczną w celu rozgrania paru meczów koszykówki. Może i byli tam inny uczestnicy, inni faceci, ale Howickiej strasznie leżał na sercu fakt, że będzie tam Sandra i on. Razem.

Siedziała przy komputerze szukając nie wiadomo czego w internecie. Próbowała wszystkimi znanymi sobie sposobami odciągnąć swoje myśli od Markera, ale nie potrafiła. A raczej: nie chciała. Tak ciepło na jej sercu robiło się, gdy dopuściła do siebie miłe wspomnienia. Problem polegał na tym, że po chwili pojawiała się tam Sandra i wszystko niszczyła. Kalina nie mogła wyrzucić sobie z głowy jej zalotnie uśmiechniętej buźki. Przecież na pierwszy rzut oka było widać, że ona leci na Feliksa. Tylko on chyba tego nie widział, albo widział i bardzo mu się to spodobało. Miał ją, ale widocznie to mu nie wystarczało.

Miała jednak dość kłótni, a naprawdę nie chciała kłócić się ciągle z własnym chłopakiem o tą samą rzecz, więc ze stoickim spokojem przyjęła informacje o wieczornym wyjściu Wierzbowskiego. Feliks przyglądał się jej badawczo, ale nic nie powiedział, co ją wkurzyło, ale umiejętnie zdusiła w sobie złość i zakończyła rozmowę telefoniczną nauką. Jak zawsze, chociaż nie zdawała sobie z tego sprawy.

***

Feliks siedział w szatni i obracał telefon w dłoniach. Miał wyrzuty sumienia, choć sam nie wiedział skąd się one wzięły. Przecież Sandra była jego koleżanką, nie podobał się jej i z pewnością ona sama na niego nie leci. On na nią zresztą też nie – tego był pewien. Zachowanie Linki dało mu jednak do myślenia. Nie rozumiał jej zazdrości i chyba nawet nie chciał się za bardzo w to zgłębiać. Wcześniej żyło mu się cudownie u boku szatynki, a teraz znów zaczęły się schody, bo niby przyjęła wszystko spokojnie, ale jednak jej głos miał w sobie tą nutkę wyrzutu.

Poczuł na sobie czyiś wzrok, więc spojrzał w tamtą stronę i uśmiechnął się niemrawo do Sandry, która stała w drzwiach szatni. Z lekkim ociąganiem chłopak wstał i wyszedł na zewnątrz.

– Nad czym tak dumasz? – spytała, wyrównując z nim swój krok.

– Nad niczym.

– Chodzi z pewnością o Kalinę, co?

– Nie, ona akurat jest moim małym cudem, ale czasami po prostu trudno mi ją zrozumieć. Nawet … nie, to głupie. – Zaśmiał się nerwowo. – Nieważne.

– Co niby jest głupie?

– Nic.

– No weź powiedz!

Chłopak się wahał, chociażby ze względu na to, że nie był pewien reakcji Sandry. Mogła się zaśmiać i obrócić to w żart, albo spojrzeć na niego w ten jeden, szczególny sposób, gdy rozmawiali o poważnych sprawach. Na szczęście uratował go kolega, który niespodziewanie rzucił w niego piłką. Marker poczuł ulgę, a chwili późnej wbiegł na salę zostawiając gdzieś w tyle Sandrę. Czuł, że powinien się trzymać od niej z daleka. Miał nadzieje, że to tylko jego wyobraźnia działa zbyt mocno wraz z myślami Linki.

***

Maja leżała na brzuchu, machając zgiętymi nogami w powietrzu. Czytała lekturę i co najdziwniejsze, sprawiało jej to przyjemność. W tle puściła sobie cicho składankę piosenek o miłości. Czuła się szczęśliwa i w istocie tak właśnie było. Przepełniała ją energia do działania, którą przeniosła na naukę. Była z siebie dumna – pierwszy raz od dłuższego czasu.

Z szerokim uśmiechem na twarzy obróciła się na plecy i przygryzła wargę, przymykając powieki. Rozkoszowała się uczuciem spełnienia, którego rzadko doświadczała. Nie czuła się sama, bo wiedziała, że gdzieś tam siedzi Karol i pewnie o niej myśli. Ta myśl pozwalała jej normalnie funkcjonować całymi dniami i wyczyniała cuda z jej sercem, jak i całym organizmem.

Zrzedła jej mina, gdy niespodziewanie rozdzwoniła się jej komórka. Z rezygnacją wymacała telefon i przyłożyła do ucha.

– Tak?

Hej.

– O, cześć Linka – ucieszyła się blondynka. – Jak tam z Feliksem?

Możemy o nim nie rozmawiać?

– A to dlaczego?

Po prostu nie mam ochoty.

Dziewczyna od razu usiadła sztywno na łóżku, marszcząc czoło.

– Coś się stało? Pokłóciliście się? Zerwaliście? Ale dlaczego? Przecież było wam tak dobrze, byliście tacy szczęśliwi, a raczej sprawialiście takie wrażenie i …

Skończyłaś już? – zdenerwowała się Kalina. – Nic z tych rzeczy, po prostu on umówił się z koleżanką, która go podrywa.

– Tak całkiem po prostu?

Tak, na dodatek nie widzi nic w tym złego. Mówiłam ci przecież o tym, jak się ostatnio prawie o nią pokłóciliśmy. Stwierdził, że to tylko jego koleżanka. Problem w tym, że on dla niej nie jest kolegą. Feliks jakby tego nie dostrzega, czym budzi we mnie podwójne obawy.

– Mogłaś mu delikatnie zasugerować, że ten ich dzisiejszy wypad wcale ci się nie podoba. Może by to podziałało.

Jasne. On nie jest domyślny. W sumie, który facet jest?

– Masz rację. Wystarczy spojrzeć na jego przyjaciół.

Dokładnie. Ale ja naprawdę nie lubię tej całej Sandry.

– Mnie to wcale nie dziwi. Powiem więcej, nawet Karol cię rozumie. Rozmawiałam z nim o tym rano i mi powiedział, że chyba będzie musiał poważnie pogadać z Markerem na ten temat.

To brzmi tak, jakby sam Feliks miał sobie mnie odpuścić – rzuciła smutno Linka. – Nie chcę go stracić. Naprawdę nie chcę.

– Nie stracisz go! Co najwyżej zacznie cię bardziej doceniać i przestać doprowadzać do takiego stanu, jak teraz.

Nic mi przecież nie jest.

Maja westchnęła ciężko, wywracając teatralnie oczami.

– Oczywiście. Jesteś tylko troszkę tym załamana i z chęcią poszłabyś na tą salę gimnastyczną i wyrwała tej wywłoce wszystkie kudły.

Kalina roześmiała się w głos, a blondynka poczuła ulgę. Była naprawdę zadowolona, że przyjaciółka nie wpadła w jakąś głęboką depresję. Sama nawet niespecjalnie polubiła tą całą Sandrę, chociaż jej nawet nie znała.

Jesteś niesamowita, wiesz? Feliks obiecał mi, że zadzwoni jak wróci … a co, jeśli nie zadzwoni?

– Nie, nie, nie! Nie będziesz się tym zamartwiała! Bo jeśli nie zadzwoni to tylko przez to, że będzie za bardzo zmęczony.

A nie przez to, że będzie myślał o Sandrze?

Blondynka po raz kolejny ciężko westchnęła.

– Pogadaj z nim o tym.

No dobrze. Przepraszam, że tak ci zawracam głowę. To nawet nie jest w moim stylu. Nie powinnam…

– Linka, skończ gadać głupoty. W końcu się na nas otworzyłaś, a to świadczy tylko o tym, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Jesteśmy przyjaciółkami i mówimy sobie o wszystkim. Koniec i kropka.

Skoro tak, to co z Karolem?

– A co ma z nim być?- odparła ze śmiechem Maja. – Jestem z nim szczęśliwa, chociaż nie jesteśmy parą. Wierzę jednak, że to tylko kwestia czasu.

Chyba się myliłam co do niego, wiesz?

– Wiem, ale cieszę się, że przekonujesz się do niego. Nie chciałabym wybierać między przyjaciółką a chłopakiem.

Wiem, wiem. To oczywiste. Też nie chciałabym być w takiej sytuacji.

– Nie będziesz, bo obie z Justyną lubimy Feliksa.

Ale za to my niezbyt lubimy Mikołaja.

Na linii zapanowała cisza. Obie dziewczyny nie pochwalały decyzji przyjaciółki, ale w żaden sposób nie mogły na nią wpłynąć. Justyna się po prostu zakochała i nie chciała nic słyszeć na temat swojej rzekomej nieodpowiedzialności. Uparcie wierzyła, że Mikołaj tak naprawdę jest zupełnie inny i jej nie zrani. Współczuły jej, ale starały się cieszyć jej szczęściem. Marnie im to jednak wychodziło.

Justyna złościła się za to, ale próbowała je zrozumieć.

Chociaż, jeśli ona jest z nim naprawdę szczęśliwa, to dobrze. Postaram się naprawdę nie rzucać Mikiemu morderczych spojrzeń i spróbuję być dla niego miła.

– Wymagasz ode mnie rzeczy niemożliwych – mruknęła Maja. – Zbyt bardzo pamiętam początek naszej znajomości, aby teraz traktować go jak dobrego kumpla. Justyna powinna mnie też zrozumieć.

Masz rację. Ja też patrzę na niego przez ten sam pryzmat. Na dodatek dochodzi do tego Darek. Jednak powinnyśmy go zaakceptować.

– Naprawdę tak myślisz? A mam ci przypomnieć Damiana? Julkę? I ten ich pokręcony związek? Naprawdę byłabyś w stanie teraz zacząć się z nim kumplować?

To, co innego.

– Ach, tak? – zakpiła blondynka. – Moim zdaniem to jest idealny przykład. Nie musimy akceptować Mikiego, możemy go tolerować.

Justyna potem będzie miała wyrzuty sumienia i jeszcze coś między nimi się popsuje.

– Przestań. Jeśli są dla siebie stworzeni, to nic nie zniszczy ich związku.

Czyli to też jakaś aluzja do mnie i Feliksa?

Maja chwilę się zastanowiła.

– Tak … jakby.

– Yhym. Uczyłaś się czegoś jak dzwoniłam?

– Czytałam „Mistrza i Małgorzatę”, a więc nie robiłam niczego specjalnego.

– Przeczytałam w wakacje. Genialna książka.

Dziewczyna zaśmiała się.

– Linka, a czego ty nie czytałaś?! Chyba już z całym kanonem lektur zdążyłaś się zaznajomić. Te próbne matury napiszesz bez zbędnego wysiłku.

Przestań. To chyba Karol tak napisze, bo to on z nas wszystkich jest najgenialniejszy. A ty dzięki niemu staniesz się prawdziwym mózgiem z matmy.

Maja zarumieniła się i dziękowała Bogu, że nikt tego nie widział. Była wdzięczna brunetowi za pomoc, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że w zaistniałej sytuacji coraz trudniej będzie im się uczyć.

– Koniec tego dobrego! Wracam do lektury!

I nawet ma na ciebie dobry wpływ – powiedziała rozentuzjazmowana Linka.

– Kto?

No, jak to, kto? Karol! Jeszcze nikt nie zmusił cię do czytania lektury tak samej od siebie, na dodatek długo przed czasem.

– To po prostu genialna książka.

Majka! – rzuciła ze śmiechem szatynka. – Kogo ty chcesz oszukać? A teraz bynajmniej mogę cię trochę wkurzyć, tak jak ty mnie, na początku mojej znajomości z Feliksem.

– Bo słodcy byliście, tacy niby nieśmiali, ale jednak odważni.

Za dużo romansów oglądasz!

– To chyba ty – prychnęła z wyższością blondynka. – Wielokrotnie miałam takie coś na żywo, więc niespecjalnie musiałam się wcielać w bohaterki filmowe.

– Już się tak nie chwal! Twoje związki nie trwały zbyt długo.

– To nie była moja wina.

Wiem. Trafiałaś po prostu na samych kretynów, niezrównoważonych psychopatów. Na szczęście Karol się do nich nie zalicza!

Maja zaśmiała się głośno.

– Sugerujesz coś? – naskoczyła rozbawiona na przyjaciółkę.

Nie, skądże.

– Masz szczęście, a teraz naprawdę się rozłączam, bo może jeszcze wieczorem wyjdę … gdzieś.

Tym razem zaśmiała się Linka i to dość jednoznacznie. Blondynka nie była zła, czuła się jedynie dumna i dziwnie szczęśliwa.

Tak, tak, miłość uszczęśliwia.

***

Mimo okropnej pogody na zewnątrz, śródmiejskie Centrum Handlowe było zatłoczone. Ludzie bez jakiegokolwiek celu kręcili się wszędzie, otumanionym wzrokiem spoglądając na galerie sklepowe. Ściskali w dłoniach swoje torby i torebki, jakby mieli w nich ukryty majątek. Justyna jednak nie zwracała na nich kompletnie uwagi. Zadumana manewrowała między ludźmi z rozmarzonym uśmiechem na twarzy, trzymając za rękę Mikołaja. Kilku chłopaków obejrzało się za nią, co blondyn skwitował lekceważącym prychnięciem, przyciągając ją do siebie.

– Jesteś zazdrosny?

– A czemu miałbym być?

Blondynka uśmiechnęła się słodko.

– Faceci gapią się na mój tyłek, puszczają oczka i zalotnie się uśmiechają.

– Niech sobie robią, co chcą. Mają szczęście, że trzymają swoje brudne łapska przy sobie.

– Patrzcie państwo, jaki mądrala! – rzuciła rozbawiona Justyna. – Wejdźmy tutaj – powiedziała szybko, gdy jej wzrok zatrzymał się na ślicznej błękitnej sukience.

– Co tym razem? Ultra mocny pasek do spodni?!

– Sukienka.

Miki udał zamyślonego, po czym niespodziewanie wepchnął ją do sklepu, wywołując wymowny uśmiech na jej twarzy.

– Chcę ją tylko zobaczyć – zastrzegła, doskonale wiedząc, co mu chodziło po głowie. – TYLKO zobaczyć.

– Nie lepiej przymierzyć i dopiero wtedy ocenić?

– To tylko kawałek materiału.

Chłopak złapał ją za ręce i przyciągnął do siebie, delikatnie całując ją w skroń.

– Nawet nie masz pojęcia jak ten kawałek szmatki działa na wyobraźnię faceta.

Blondynce przebiegły po plecach przyjemne dreszcze. Wiedziała doskonale, o co mu chodziło, bo każdy facet myśli w ten sam sposób. Im ciuch więcej odkrywa, tym oni z większą aprobatą go akceptują – rzecz oczywista.

– Tylko na twoją czy na innych też?

– Oni mogą sobie co najmniej pomarzyć, ja będę to miał na żywo!

Justyna udała oburzoną i odsunęła się od niego.

– Jesteś tego taki pewien?

– Już co nieco poznałem. Na resztę przyjdzie czas.

Posłał jej taki cudowny uśmiech, że mimowolnie się zarumieniła. Czuła jedynie ciepło w żołądku i chęć ukrycia się przed Mikim. Podeszła szybko do jednej ze sprzedających dziewczyn i poprosiła o ściągnięcie sukienki z manekina. Zanim chłopak zdążył ją dogonić weszła do przymierzalni i odgrodziła się od wszystkich ciężką zasłoną.

Powoli się rozebrała, po czym spojrzała na sukienkę. Już dawno niczego takiego nie miała na sobie. Od rozstania się z Darkiem nigdy więcej nie pokazywała swoich nóg, a tym bardziej dekoltu, nawet ramion. Hamowała się przed takim ubiorem, bo czuła oczywistą niechęć do każdego chłopaka. Nie nienawidziła samego faktu, że większość z nich rozbierała ją wzrokiem i obleśnie się uśmiechała.

Justyna czuła się śmieciem, nic nie wartą zabawką, którą ktoś wyrzucił do kosza. Od tamtej pory robiła na złość facetom, aż wreszcie trafiła na Mikołaja – dość godnego sobie przeciwnika.

Podczas, gdy ona powolutku przebierała się w sukienkę, Miki rozglądał się bez zainteresowania po wszystkich innych ciuchach. Zauważył kilkakrotnie, że jedna z pracujących tam dziewczyn nie spuszcza z niego wzroku i ładnie się uśmiecha. Zalotność tej dziewczyny przyjemnie łechtała jego ego, ale zrobiło mu się jeszcze przyjemniej, gdy przypomniał sobie sposób w jaki Justyna się do niego patrzy i uśmiecha.

– Już? – zawołał, bo nie słyszał dość długo żadnych hałasów dochodzących zza zasłony.

Blondynka nic nie powiedziała, więc Miki dyskretnie wszedł do przymierzalni, szybko zasłaniając dłonią usta dziewczyny.

– To tylko ja – szepnął jej do ucha.

– Idź stąd – mruknęła, próbując go wypchnąć, ale nie dała rady. Już po chwili opierała się plecami o ścianę, czując bliskość Mikołaja. – To jest przymierzalnia.

– No i?

Chłopak bez zastanowienia ujął jedną ręką podbródek dziewczyny, a drugiej pozwolił się zatrzymać na talii. Zanim Justyna zdążyła zareagować, już się całowali. Miki stawał się z każdą chwilą zachłanniejszy, o czym świadczył ruch jego dłoni na udzie. Blondynka nawet niezbyt pamiętała moment, kiedy ta dłoń tam zjechała. Nie wykazała jednak żadnego sprzeciwu, wręcz przeciwnie: objęła mocno jego szyję, przyciągając go do siebie. Ich serca biły w rytmie ich nierównych oddechów.

Żadna ze stron nie miała zamiaru przerywać tej cudownej chwili. Sukienka Justyna z każdą chwilą stawał się coraz krótsza, a dłoń Mikiego zdążyła się zatrzymać na pośladku blondynki.

– Powinniśmy przestać, to nie jest …

– Zamknij się – warknął chłopak, delikatnie gryząc jej dolną wargę.

Justynie nie pozostało nic innego, jak zapomnieć się na krótką chwilę i dopuścić do siebie szczęście. Bo miłość ją upajała szczęściem.

***

Karol robił porządki w pokoju. Idąc za zmianami w swoim życiu, postanowił również zmienić coś w pokoju. Zdążył już przestawić łóżko pod ścianę, ściągnąć plakaty drużynowe, zamieniając je na różne angielskie widoki. Wyciągnął z szafy starą czerwoną lampkę i ustawił ją na komodzie, w samym rogu, aby po zapaleniu tworzyła miłą atmosferę. Książki ściągnął z regału i ustawił je na parapecie w nierównym rzędzie. Uśmiechnął się pod nosem do samego siebie, bo przecież był prawdziwym pedantem, jeśli chodziło o porządki. Poszarpał dłonią trochę fioletowe zasłony i aż zaparło mu dech w piersiach, bo czuł się tak, jakby znalazł się w zupełnie innym miejscu.

W cudowniejszym miejscu.

***

Linka po rozmowie z Majką wcale nie była spokojniejsza, wręcz przeciwnie, snuła się po mieszkaniu jak cień, co chwilę wchodząc do kuchni i ścierając dłonią niewidzialne okruszki z blatu i stołu. Miała momenty, kiedy długo patrzyła w jeden punkt, po czym prześmiesznie marszczyła brwi i wracała do chodzenia. Przygryzała wargi i obejmowała się ciaśniej ramionami, jakby próbując się ochronić przed własnymi, okropnymi myślami.

Dawno minęła 22, a Feliks wciąż nie pisał.

Tłukło się jej po głowie, że być może gdzieś z nią poszedł. Może do jakiegoś klubu, kawiarni, pizzerii, a nawet kina. Nie myślała racjonalnie, ciągle tylko powtarzała sobie, że pewnie jest z Nią – tą okropną, jędzowatą Sandrą. Bolało ją to, ale starała się jakoś przez to przejść. Z każdą kolejną minutą stawało się to jednak coraz trudniejsze.

Kiedy tylko usłyszała klucz w drzwiach, zamarła. Ze strachem w oczach wycofała się szybko do swojego pokoju i zamknęła drzwi na klucz. Wciąż bała się ojca, który od momentu otrzymania papierów rozwodowych stał się bardziej agresywny, czepialski i opryskliwy. Do matki nie odzywał się słowem, samą Kalinę miażdżył złowrogim spojrzeniem i rzucając w nią słowa bez wyrazu, ale sprawiającymi ból.

A ona tylko chciała mieć przy sobie Feliksa. Razem z nim zapomnieć o tym, co się działo w jej życiu. Uśmiechać się. Żartować. Całować. Po prostu cieszyć się życiem.

Czy naprawdę tak dużo oczekiwała?

***

Opustoszałe ulice nagle stały się zaludnione, kiedy z jednej ze szkół średnich wysypała się grupka nastolatków. Zanosząc się głośnym śmiechem, przepychali się, co chwilę krzycząc niezrozumiałe zdania. Wołali siebie nawzajem różnymi pseudonimami i robili sztuczny tłum. Na samym końcu grupki szedł Feliks, a obok niego Sandra. On znów bawił się swoim telefonem, nie potrafiąc zmusić się do napisania smsa. Wiedział doskonale, że Linka się martwiła, ale nie wiedział również to, że jego sms z pewnością wzbudziłby jej podejrzenia, chociażby dlatego, że odczuwał wyrzuty sumienia.

Pamiętał doskonale, że był w grupie z Sandrą i jak za każdym razem, gdy trafiał do kosza, ona się na niego rzucała. Nie miał się jak bronić, więc mimowolnie przytulał ją do siebie. Gdy wygrali, rozentuzjazmowana brunetka skoczyła mu na plecy, całując w policzek. To było przegięcie, widział miny kolegów i sam był podwójnie wściekły.

Jakim więc cudem miał napisać do Linki zwykłego smsa?

– Słuchasz mnie w ogóle? – mruknęła urażona Sandra, łapiąc go pod ramię.

Zaskoczony Marker obrzucił ją zagadkowym spojrzeniem, ale dziewczyna udawała, że nic się nie stało – co więcej, przytuliła policzek do jego ramienia. Próbował w delikatny sposób ją od siebie odsunąć, ale pozbył się telefonu.

– Co ty wyprawiasz? – warknął, próbując odebrać swoją własność.

– Ciągle patrzysz na ten telefon jak zahipnotyzowany. Dziewczyna ci nie ucieknie, a ty powinieneś korzystać z pewnych przywilejów. – Uśmiechnęła się do niego słodko, jednocześnie puszczając perskie oczko.

Chłopaka zamurowało. Niespodziewanie poczuł, jak coś ciężkiego spadło na jego płuca, gdy dziewczyna odbiegła w bok i zaczęła wystukiwać na klawiaturze telefonu jakieś rzeczy. Przerażony dogonił ją i próbował wyrwać telefon, jednak z marnym skutkiem. Sandra przyspieszyła, mijając kolegów sprintem, więc i Feliks zwiększył tempo. Dogonił ją dopiero za zakrętem. Złapał ją za rękę i przygwoździł do ściany ceglastego budynku. Sandra jednak nie zaakceptowała swojej porażki i schowała telefon za plecy.

– Nie obmacuj mnie! – rzuciła rozbawiona, gdy chłopak dotknął jej talii, zjeżdżając nieco na biodra.

– Oddaj mi ten przeklęty telefon – wysyczał, mimowolnie zbliżając swoją twarz do jej twarzy. Widział te pieprzone ogniki w oczach i miał ochotę stamtąd uciec, jednak chęć odzyskania telefonu była silniejsza. W końcu mogła do kogoś napisać, a dokładniej do Linki.

– A co mi za to dasz?

– Kurwa, oddaj mi ten pieprzony telefon.

Sandra zdębiała, niespodziewanie przestając się uśmiechać.

– Proszę.

Zanim zdążył coś powiedzieć, dziewczyna wcisnęła mu do ręki telefon, ale nie ruszyła się, wciąż patrząc na niego zbolałym spojrzeniem.

– Nie zamierzam dziękować.

– A ja nie zamierzam przepraszać.

– Nigdy więcej nie waż się tykać moich rzeczy, rozumiesz? – powiedział ostro. – I może powiesz mi co to dzisiaj było, co?

– O czym mówisz?

– O tych przytulankach, rzucaniu się na szyję i na plecy, całowaniu w policzek i o tej akcji z telefonem.

Dziewczyna spojrzała w bok, zaciskając mocno usta.

– To nic takiego. Twoja Linka nie powinna być chyba zazdrosna, co?

Feliks miał jednak tego wszystkiego dość i po prostu odwrócił się na pięcie i odszedł w przeciwnym kierunku. Odprowadziły go głośne wołania o pozostanie z nimi, obiecanki związane ze wspólnym wypadem na piwo i nieśmieszne żarty dla Markera o zazdrosnej dziewczynie. Miał zawroty głowy i wcale nie były one miłe.

Z lekką konsternacją wybrał numer Linki i czekał w zniecierpliwieniu na dźwięk jej głosu. Nie doczekał się go jednak, bo po 2 minutach odezwała się poczta głosowa. Powtórzył to samo kilka razy, ale z tym samym skutkiem. Na początku pomyślał, że poszła pewnie spać, w końcu długo się uczyła, ale coś go tchnęło i wszedł w skrzynkę odbiorczą sms.

Z wrażenia zatrzymał się w miejscu, nie potrafiąc oderwać wzroku od wyświetlacza.

„Twój chłopak cudownie przytula i całuje. Powinnaś go lepiej pilnować. Pozdrawiam, Sandra”

Załamany usiadł na krawężniku, przeczesując nerwowym ruchem dłoni włosy. Nie miał żadnych złudzeń – Kalina z pewnością otrzymała tego smsa i go przeczytała, a co najgorsze – wyciągnęła błędne wnioski. A akcie desperacji próbował się do niej dodzwonić, ale tym razem obojętny głos poinformował go, że abonent jest tymczasowo poza zasięgiem sieci.

Nie miał ochoty wracać do domu, ale nie miał wyjścia. Co więcej, chciał rano wcześniej wstać i zaczepić Linkę w drodze do szkoły.

Nie wiedział jedynie, co jej powie, bo musiałby ją okłamać, a tego nie chciał.

***

Samotność to najgorsza z możliwych rzeczy na świecie. Pozostawia w sercu pustkę, najpierw jednak wypala głęboką dziurę, której nic nie jest w stanie zapełnić. Doprowadza do wewnętrznej autodestrukcji i mocnej depresji. Odbiera radość życia, zmazuje uśmiech i jakiekolwiek dobre emocje i uczucia. Burzy wszystko. Wzbudza w ludziach niepokojące odruchy i zamyka ich na świat.

A Linka czuła się samotna, jak nigdy.

Leżała skulona w łóżku, co chwilę ocierając dłońmi policzki z łez. Nie czuła bijącego serca, ale jedynie ból, bo znów zaufała komuś, na kim jej bardzo zależało, a ten ktoś zawiódł jej zaufanie – jak mnóstwo innych osób, jak jej własna rodzina. Wiedziała, że rano będzie bolała ją głowa od płaczu, a same oczy będę zaczerwienione, a powieki opuchnięte.

Ostatni raz spojrzała na wyłączony telefon i żałowała wszystkiego. A najbardziej tego, że pozwoliła sobie zaufać Feliksowi i dać mu swoje serce, bo przecież powinna była być ostrożna i bardziej rozsądna. Było jednak za późno, a miłość również unieszczęśliwia.

 

4 uwagi do wpisu “Rozdział 31

  1. Bardzo podoba mi się Twój blog ; ) I aż mi się płakać zachciało jak przeczytałam ostatni rozdział…Chciałabym jeszcze powiedzieć, że świetnie piszesz, i że możesz z pewnością napisać książkę ; )Mogłabyś mnie informować o nowych notach na blogu ? To mój numer GG: 22183103 ;d Ubóstwiam !:D

    Polubienie

Dodaj komentarz