Rozdział 33

Uczucie pustki nigdy nie należało do zbyt przyjemnych odczuć. Linka wiedziała o tym najlepiej, bo od dzieciństwa miała z tym do czynienia. Ojciec dostarczył jej tylu niemiłych rozrywek, że wprost dusiła się płaczem prawie każdej nocy w swoim pokoju. Tym razem płakała jednak przez chłopaka, u którego szukała zrozumienia i miłości. Nie dostała żadnej z tych rzeczy, w zamian jedynie cierpienie i łzy. To nie była dobra wymiana i Kalina doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Cały ranek o tym myślała i każda kolejna myśl, która pojawiała się w jej głowie utwierdzała ją jedynie w przekonaniu, że być może powinna spotkać się z Feliksem i z nim porozmawiać.

Z zamyślonym wyrazem twarzy stała przy oknie i obserwowała ulicę. Samochody poruszały się wolno przez kilometrowe korki. Wybudowanie bloków przy jednej z najruchliwszych dróg nie było dobrym pomysłem, ale dziewczyna nie miała głowy do tego. Patrzyła jedynie na lśniące maski samochodów i zastanawiała się, co teraz robi Feliks. Nie chciała o nim myśleć, ale nie potrafiła inaczej. Jeszcze do niedawna nie umiała się określić w uczuciach, a teraz była pewna, że się zauroczyła.

Szczęście w nieszczęściu.

Na dodatek wciąż nie wiedziała dlaczego napisała takiego okropnego smsa. Prawda była taka, że nic nie wiedziała na temat wczorajszego wieczoru i nie mogła snuć żadnych domysłów. Owszem, Sandra podrywała Feliksa, ale przecież on nie wydawał się tym zainteresowany! Powinna była przemyśleć to wszystko nim pod wpływem emocji wysłać smsa, który swoją treścią kończył związek. Jakby tego było mało, przyjaciółki próbowały się do niej dodzwonić. Nie wiedziała czy już dowiedziały się o wszystkim, czy może po prostu Marker prosił je o kontakt z nią samą.

Tyle pytań, ale wciąż tak mało odpowiedzi.

Tchnięta dziwnym uczuciem wyciągnęła komórkę z kieszeni spodni i z przygryzioną wargą, przeczytała znów wszystkie smsy od Feliksa, łącznie z ostatnim:

„Błagam, porozmawiajmy. Nie kończ tego wszystkiego w ten sposób. Proszę. F.”

Była zaskoczona jego słowami, które w małym stopniu ją uspokoiły i po raz kolejny dały do myślenia. Nawet, gdyby wszystko okazało się prawdą, wciąż zasługiwał na drugą szansę …

W jednej chwili szatynka schowała telefon do kieszeni, po czym objęła się ciasno ramionami, aby za chwilę wybuchnąć płaczem.

Decyzję odwlekła do następnego dnia. Dlaczego? Strach, że domysły staną się teraźniejszością, paraliżował ją do szpiku kości. A przecież miłość nie wybiera.

***

Feliks uwielbiał fizykę. Mimo osobistej niechęci do chemii i biologii, uwielbiał wszystko co było związane z fizyką. Nawet matematyka go tak nie interesowała i nie wzbudzała w nim takiego podekscytowania. Nauczycielka chwaliła go za zapał, talent i wiedzę. Lubiła jego luźne podejście do tematu i z chęcią oglądała jego eksperymenty, chociaż nie zawsze były one mądre i często wyrządzały szkody. Tego dnia jednak fizyczka nie była zadowolona z jego pracy na lekcji. Od samego początku zauważyła, że buja w obłokach i często patrzy w okno, ciężko wzdychając.

To samo zauważył Karol. Od razu pomyślał o problemach z Sandrą i biednej Lince, która pewnie zapłakana siedziała w pustym pokoju, płacząc do pustych ścian. Wiedział co czuła ona, co czuł jego przyjaciel. To uczucie pustki było mu bardzo znajome i kojarzy się z początkową znajomością z Majką, kiedy to była zainteresowana Mikołajem. Uśmiechnął się krzywo pod nosem, ale zaraz odgonił myśli i pozwolił dobrym wspomnieniom zalać jego umysł.

– Wierzbowski, co tam ciekawego widzisz za tym oknem? – spytała w końcu z wyraźną pretensją. – Raptem 5 minut temu zaczęła się dopiero lekcja, a ty już tęsknisz za przerwą?

Feliks leniwie obrócił głowę w stronę pani Wolt. Nie miał siły nawet przeczytać tematu lekcji napisanego pochyłym pismem na środkowej tablicy.

– Przepraszam, ale nie najlepiej się czuję.

– Jesteś chory?

– Nie, ale choroba chyba wzięła mnie sobie na cel.

Klasa się zaśmiała, nawet fizyczka się uśmiechnęła. Lubiła żartować, a Feliksa bardzo lubiła.

– W takim razie idź do domu. Nic tu po tobie, bo skoro nawet nie palisz się do doświadczenia z siatką dyfrakcyjną, to …

– … coś się dzieje – dokończyła reszta uczniów, zanim nauczycielka zdążyła cokolwiek dopowiedzieć.

– Bardzo śmieszne, moi drodzy – mruknęła ze śmiechem, po czym naglącym gestem dłoni wygoniła Feliksa z klasy. – Nie daj się chorobie! – zawołała jeszcze, po czym drzwi cicho się zatrzasnęły.

Pusty korytarz w pełni oddawał nastrój Markera. Odbierał mu tą resztkę dobrego samopoczucia, którą zagwarantowali mu koledzy przed lekcją fizyki, jak i podczas niej. Z podwójną siłą dogonił go smutek i trzymał mocno w swoich kleszczach.

Tak bardzo brakowało mu Kaliny, że postanowił do niej pójść. Wiedział, że nie powinien mieć żadnych nadziei, jednak gdzieś głęboko w nim tliła się iskierka. Kalina mogła być na niego wściekła, ale wściekłość po jakimś czasie przechodzi, prawda? Pragnął, aby nagle dziewczyna zdała sobie sprawę, że to wszystko nie jest prawdą i uwierzyła w to. Stwierdził jednak, że byłby wielkim głupcem, gdyby zaczął dalej myśleć w ten sposób. Westchnął więc ciężko i szybko zbiegł po schodach w dół, aby za chwilę wypaść z hukiem ze szkoły.

Na początku szedł wolno z mocno bijącym sercem, za chwilę jednak jego nogi poderwały się do szybkiego biegu. W oka mgnieniu pokonał skrzyżowanie i nawet nie przejął się klaksonem bordowego poloneza, który musiał przed nim gwałtownie zahamować. Markera myśli były bowiem zajęte Kaliną i rozmową, którą chciał z nią przeprowadzić. Sam jej początek wpędzał go w mocne zdenerwowanie.

Kiedy z impetem wpadł na Osiedle, kilka psów zaczęło na niego wściekle szczekać. Ich właściciele próbowali je uciszyć, jednak z niewielkim skutkiem. Feliks zatrzymał się dopiero przed blokiem Kaliny. Zacisnął spocone dłonie, po czym je rozluźnił i wziął głęboki oddech. Chciał pozbyć się stresu, wiedział jednak, że będzie to dość trudne.

Z duszą na ramieniu nacisnąć przycisk domofonu i czekał. Po minucie nacisnął ponownie z jeszcze większą determinacją. Znowu odpowiedziała mu cisza.

– Cholera – mruknął pod nosem i przytrzymał dłużej przycisk. Ledwo go puścił, usłyszał charakterystyczny dźwięk podnoszonej słuchawki. – Kalina?

– Co chcesz? – spytała cicho.

– Chcę z tobą porozmawiać.

– Wydaje mi się, że to na nic. Wybrałeś Sandrę.

– Wpuść mnie na górę.

– Nie. Cześć.

Linka odłożyła słuchawkę. Chłopak z całej siły walnął dłonią w ścianę budynku. Wściekły miał ochotę kopać co popadnie. Bo jak miał cokolwiek jej wytłumaczyć, skoro nie chciała z nim nawet rozmawiać.

– Kurwa, no!

Rzadko kiedy używał mocnych słów, ale tym razem sytuacja w pełni oddawała jego wzburzenie. Miał na końcu języka więcej wulgaryzmów, ale spróbował się opanować. Na jego szczęście pewna starsza pani nagle otworzyła główne drzwi. Ledwo minęła go, a on wpadł od razu do klatki. Pobiegł szybko po schodach na górę i zatrzymał się dopiero przed drzwiami Kaliny. Wziął kolejny głęboki wdech i nacisnął przycisk dzwonka. Musiał nacisnąć go trzykrotnie, aby wreszcie dziewczyna uchyliła drzwi. Patrzyła na niego jednym okiem.

– Przestań naciskać wściekle ten dzwonek. Nie wiesz jak się z niego korzysta! – warknęła zezłoszczona.

– Skoro nie chciałaś mi otworzyć.

– Dziwisz się?

– Nie, co nie znaczy, że mi się to podoba.

– Wyobraź sobie, że mi też. Wolałabym … – Głos się jej załamał, więc odwróciła szybko wzrok w drugą stronę. – Nieważne. Idź już.

– Nie.

– Feliks …

– Nie, nie, nie, nie, nie i nie. Rozumiesz? Nie!

Kalina potarła dłonią czoło. Była zmęczona. W końcu nie przespała całej nocy, tylko rzucała się po łóżku. Wiedziała, że jeśli go wpuści, to z pewnością uwierzy w każde jego słowo, nawet w kłamstwo. Ale jeśli tego nie zrobi, to pewnie będzie tego żałować do końca swojego życia. Westchnęła ciężko. Nie miała za bardzo wyjścia, więc otworzyła szeroko drzwi i wpuściła go do mieszkania. Rodziców nie było w domu, a raczej matka robiła wszystko, aby nie stanąć na drodze swojemu mężowi. Piotruś wciąż był u dziadków.

– Linka?

Dziewczyna jednak nie odpowiedziała. Jedynie usiadła na kanapie i z obojętności przypatrywała się pustemu ekranowi telewizora. Odruchowo naciągnęłam rękawy bluzki na całe dłonie i zaczęła bawić się palcami. Kiedy Marker usiadł obok niej tak blisko, że czuła jego oddech na swoim policzku, spanikowała. Miała ochotę wstać i uciec do swojego pokoju. Bliskość chłopaka nie gwarantowała jej przeprowadzenia rozmowy w taki sposób, w jaki chciała.

– Feliks …

– Tak? – spytał tak niskim głosem, że dziewczynie przeszły przyjemne ciarki po plecach. Na dodatek przysunął się bliżej.

Szatynka gwałtownie wstała i niecierpliwym krokiem okrążyła kanapę ze wzrokiem wbitym w swoje dłonie.

– Nie powinieneś tutaj przychodzić. Nie dzisiaj.

– Dlaczego? – Przewiercał ją wzrokiem na wskroś. – Powiesz mi dlaczego?

– Zadajesz niewłaściwe pytania. Na dodatek zachowujesz się tak, jakby nic się nie stało –powiedziała cicho z wyczuwalnym smutkiem. – Czekałam cały wieczór na smsa, w sumie: na jakąkolwiek sygnał od ciebie. A ty co? Wspaniale bawiłeś się ze swoją przyjaciółeczką!

Odruchowo podniosła dłoń do twarzy i rękawem bluzki otarła pierwsze łzy.

– Księżniczko, przepraszam – wyszeptał chłopak wstając. Chciał do niej podejść, ale zawahał się. Nie sądził, żeby przytulanie na siłę dało zamierzony skutek. – To nie jest tak jak myślisz!

– Serio? – zakpiła.

– Linka, przestań!

– Och, to teraz moja wina? To przeze mnie całowałeś się z Sandrą?!

– Z nikim się nie całowałem – powiedział spokojnie Feliks. – Cały wieczór myślałem o tobie. Nawet, gdy ona przystawiała się do mnie.

– O Boże – szepnęła dziewczyna, zakrywając dłonią usta. – Jak mogłeś!

– Nic złego nie zrobiłem!

– A ten sms?

Chłopak pokręcił głową ze zrezygnowaniem, po czym przejechał dłonią po włosach. Zastanawiał się już wcześniej, co jej powie, ale nie przypuszczał, że to będzie tak trudne. Linka wcale nie zamierzała mu uwierzyć.

– Dlaczego wierzyć jakiemuś smsowi, a nie mnie?

– Bo to była wiadomość wysłała z twojej komórki, podpisana jej imieniem. Musieliście miło spędzić czas. Nie musisz mnie oszukiwać.

– To był najgorszy wieczór w moim życiu!

– Gówno prawda! – warknęła Kalina, gwałtownie podchodząc do niego. – Podoba ci się Sandra. Pewnie ten wypad na salę gimnastyczną to była tylko przykrywka. Może poszliście do niej, albo do ciebie … nie chcę wiedzieć, jak to się skończyło, bo to dla mnie stanowczo za dużo. Mógłbyś jednak mnie oszczędzić i zacząć w końcu mówić prawdę!

– Przecież mówię wyłącznie prawdę! Nie umiem kłamać!

– Głupia gadka typowego faceta – wycedziła ze złością szatynka. – Dlaczego ja się w to w ogóle wplątałam. Przecież od początku powinnam była wiedzieć, że wszyscy jesteście tacy sami. Niezaspokojone samce. Pieprzeni podrywacze. Justyna miała rację, a ja głupia wierzyłam, że mnie … że cokolwiek do mnie czujesz. Ale ja dla ciebie nic nie znaczę. Kompletnie nic. – Rozpłakała się jak małe dziecko. Stała w miejscu, a jej ramiona podrygiwały się w nieregularny rytm jej szlochu. – Dla ciebie … wywróciłam swoje życie … do góry nogami. Ale … byłam głupia i … naiwna. Ty mnie … nie chcesz. Rozumiem to.

– Pieprzysz bezsensu! Ja miałbym cię nie chcieć? Ja? Kurwa, dziewczyno, całą noc nie spałem i wymyślałem tysiące sposobów na odwrócenie biegu wydarzeń. Gdybym wiedział jak to się skończy, to pewnie bym zerwał znajomość z Sandrą.

– Doskonale widziałeś, że jestem o nią zazdrosna, ale i tak z nią poszedłeś!

– Dla mnie jest tylko koleżanką.

– Gówno mnie to obchodzi! Dziewczyny tak łatwo sobie nie odpuszczają. I widzisz? Mam rację. Odebrała mi cię.

– Kalina – mówiąc to, podszedł do niej i złapał ją za nadgarstek – nie kończmy tego w ten sposób.

– Już za późno. – Odsunęła się od niego. – Między nami koniec.

– Naprawdę tego chcesz?

Dziewczyna odwróciła wzrok, walcząc ze sobą. Była zbyt rozdarta. Tęsknota za Feliksem zaczęła ją zabijać od środka. To było nie do wytrzymania. Na dodatek sama już nie wiedziała co jest prawdą, a co kłamstwem. Plątała się w tym wszystkim. Przez niego. A najbardziej przez tą idiotkę, Sandrę.

– Odpowiedz mi! Tego chcesz?

Feliks nie dawał za wygraną. Miał serdecznie dość tego całego bałaganu. Z chęcią wpadłby do „Narcyza” i zrobił wielką awanturę tej egoistce. Najpierw jednak chciał odzyskać Kalinę.

– Kim ona jest dla ciebie? – spytała cicho szatynka, nawet nie patrząc na Markera.

– Teraz? Nikim.

– Przestań!

– Niby dlaczego? Spieprzyła mi związek, na którym mi cholernie zależy. Mam być z tego powodu przeszczęśliwy i skakać z radości? – zakpił.

– Sam do tego doprowadziłeś. Mogłeś ją olać. Mogłeś po prostu mnie posłuchać. Wolałeś udawać, że masz wszystko pod kontrolą. I jak to się skończyło? Jesteś sam. Nie masz już mnie.

– Jak myślisz, po co tu przyszedłem? – Chłopakowi odpowiedziała cisza. – Jestem tu dla ciebie, abyś zrozumiała jak cholernie mi na tobie zależy! Nie widzę dalszego ciągu bez ciebie, rozumiesz? Chyba nawet nie chcę tego widzieć. Jak jesteś przy mnie, czuję się sobą, tym prawdziwym sobą. I wiesz, co?

– Nie … Feliks, proszę…

– Kocham cię.

***

Justyna siedziała z Mają w jej pokoju. Od godziny próbowały się dodzwonić do Kaliny – bezskutecznie. Dziewczyna wyłączyła komórkę i ani myślała rozbudzić obawy i niepokój przyjaciółek. Obie blondynki siedziały jak na szpilkach, od niechcenia pijąc mocną kawę. Zastanawiały się, co stało się powodem takiego zachowania szatynki. Przypuszczały, że ma to związek z problemami związanymi z Feliksem i jego koleżanką, Sandrą. Obie – mimo, że jej nie znały – nie pałały do niej sympatią. Jak dla Linki, tak samo dla nich, była intruzem. Kimś, kto nie powinien wpychać się w czyiś związek. Sandra najwyraźniej nie zdawała sobie z tego sprawy lub po prostu myślała, że łatwo wszystko pójdzie i zatrzyma dla siebie chłopaka.

Była w błędzie, ponieważ Justyna znała podobne do niej i wiedziała, że takim ludziom należy uprzykrzać życie.

– Na miejscu Linki postawiłabym mu ultimatum – odezwała się Maja, wpatrując się w swój kubek w jasnoniebieskie paski. – Przecież to oczywiste, że wybrałby ją.

– Tak mało znasz ten świat – mruknęła Justyna. – Nic nie jest takie proste. Znając facetów, pewnie Marker święcie utrzymywał, że Sandra jej tylko jego koleżanka i na dodatek nie jest nim zainteresowana!

– Dokładnie. Biedna Linka.

– Biedna czy nie, musi coś postanowić w tej kwestii. Jeśli nie podejmie właściwej decyzji, zniszczy sobie życie.

– Wyolbrzymiasz.

Justyna zmroziła Maję wzrokiem, aż ta skurczyła się w sobie. Od razu bowiem przypomniała sobie o sytuacji Cegłowskiej i pożałowała swoich słów.

– Przepraszam, ja …

– Dobra. Nic się nie stało – ucięła krótko blondynka. – Póki co, jestem szczęśliwa u boku tego egoistycznego bufona i mogę przymknąć oko na niektóre sprawy.

– Szkoda mi tego wszystkiego, bo ty jesteś szczęśliwa z Mikim, ja z Karolem. Wszyscy tak fajnie się układało, a tu coś takiego!

– Kto by się spodziewał, że akurat to, co złe spadnie na Kalinę, a Feliks okaże się kretynem.

– Może właśnie wszystko sobie wyjaśniają?

Cegłowska zaśmiała się drwiąco, po czym spojrzała na przyjaciółkę z przyganą. Nie wiedziała skąd w tej rudej-blondynce wzięło się tyle optymizmu i nadziei, ale wiedziała też, że to do niczego dobrego nie doprowadzi.

– Maja, czasami powinnaś trzeźwiej spojrzeć na otaczający cię świat i przestać przymykać oczy na tzw. mniejsze zło.

– Co jest dla ciebie tym mniejszym złem?

– Twoja wiara, że wszystko będzie dobrze.

– Pozytywne nastawienie to podstawa – rzuciła z delikatnym uśmiechem Maja. – Każdy ci to powie.

– Optymizm nie jest dla mnie, pamiętaj. Wolę być realistką, chociaż jestem prędzej popieprzona psychicznie, ale co z tego. Miki jakoś ze mną wytrzymuje. Nawet wspomniałam mu o swoich problemach z matką. Myślę, że chyba normalnieję. Ty też powinnaś.

– Akurat ja jestem całkowicie normalna.

Justyna roześmiała się, tym razem szczerze.

– Co dla ciebie jest normalne? Flirtowanie z kujonem? – zadrwiła. – Błagam cię!

– Nie bądź sarkastyczna i niemiła – rzuciła ostro ruda-blondynka. – Nawet bliżej nie poznałaś Karola. On wcale nie jest taki, jak wszyscy myślą. Swoją drogą, powinnaś cieszyć się moim szczęściem.

– Ten związek nie ma przeszłości. Spójrz tylko na siebie! – Justyna zrobiła nieokreślony ruch dłonią w powietrzu, a kiedy jej przyjaciółka wywróciła oczami, wkurzyła się jeszcze bardziej. – Nic sobie z tego wszystkiego nie robisz, prawda?

– A co mam niby robić?

Blondynka ciężko westchnęła. Była przekonana, że delikatne sugestie powinny naprowadzić Majkę na jej tok myślenia, ale widocznie się myliła. Znowu. Co ten chłopak z nią robił!

– Jesteście z różnych światów. Ty jesteś szalona, zwariowana, uśmiechnięta i na dodatek jesteś magazynem energii, a on? Kujonem, który jest spokojny i opanowany. Kurwa, też sobie wybrałaś ideał faceta!

– Odczep się od niego!

– Nie mam zamiaru. I radzę ci: przejrzyj w końcu na oczy. Niepotrzebnie tylko zranisz tego biednego chłopaka.

– Bredzisz bez sensu – rzuciła rozłoszczona Falkowska. – Jak możesz w ogóle go oceniać? W tym chłopaku siedzi tyle uczuć i nieodkrytych emocji, że powinnaś dać mu szansę się wykazać.

– To jest twój facet, nie mój.

– Nie jesteśmy ze sobą – mruknęła zarumieniona ruda-blondynka. – Spotykamy się, poznajemy siebie nawzajem i jest miło.

– A tak poza tym całujecie się i obściskujecie. Spoko.

Maja chwyciła poduszkę do ręki i z całej siły walnęła nią w Justynę. Tamta jedynie zaczęła się obsesyjnie śmiać, nawet nie próbując się bronić przed kolejnymi ciosami.

Tak, przyjaźń jest ważna. Zawsze.

***

Mikołaj jak zawsze od kilku dni bił się z myślami. Wewnętrzny głos mówił mu, że ta sielanka nie będzie trwała długo i prędzej czy później Justyna dowie się o wszystkim. Przeczuwał, że może nawet sama Julka pójdzie z tym do niej i zrzuci całą winę na niego. Już widział te smutne i pełne łez niebieskie oczy. Nawet ten grymas wewnętrznego bólu i poczucia straty. Nie chciał tego. Nie teraz, gdy był naprawdę szczęśliwy. Nie chciał, aby znów wszystko było po staremu i by blondynka znów pałała do niego nienawiścią. Dokładnie tą samą, co do Darka.

Miała okropnego pecha, że trafiała na tych samych skurwieli. Miki nie bronił się przed sobą samym. Wiedział doskonale, jak bardzo ją zranił. Żałował tego niemiłosiernie, ale nic już nie dało się zrobić. Jedyna nadzieja tkwiła w uczuciach Justyny. Bo mogły się one okazać na tyle mocne, by nie pozwolić jej odejść od niego.

Ta nadzieja była jednak zbyt mała i krucha, aby długo kiełkować w blondynie.

By oderwać swoje myśli od tamtej pamiętnej nocy z Julią, zaczął wspominać ostatni wypad z Justyną do Centrum Handlowego. Pamiętał doskonale uśmiech blondynki i ten błysk w oczach, gdy na niego patrzyła. Czuł jej pocałunki i drżenie ciała pod swoimi dłońmi. Była taka jego, gdy skulona w jego ramionach szukała uczuć w przymierzalni. Tak rozpaczliwie chciała bliskości, że był wręcz przekonany, że naprawdę coś czuje do niego. Uszczęśliwiała go ta myśl, ale jednocześnie przerażała, bo co on do niej czuł? Czy nie było to tylko zauroczenie? Czy naprawdę mógł kogokolwiek obdarzyć miłością? Być wsparciem, ostoją? Dać poczucia bezpieczeństwa?

Tak wiele pytań pozostało bez odpowiedzi.

Z rozmyślań wyrwał go dźwięk smsa, dochodzący z jego komórki. Zerknął na wyświetlacz z nadzieją, że to od Justyny. Jego twarz wręcz pobladła, gdy przeczytał wiadomość.

„Mam nadzieję, że nie zapomniałeś o tamtej nocy. Byłeś cudowny. Powinniśmy to powtórzyć. Julka”

Nerwy skręciły jego żołądek, który zaczął uciskać powoli żebra. Mikiego obleciał strach z rzędu tych, które spędzają sen z powiek. Nim zdążył wszystko dobrze przemyśleć, wystukał szybko odpowiedź.

„Nie mamy ze sobą nic wspólnego. O tamtym zapomnij. Nie pisz. M.”

Kolejny sms przyszedł po minucie.

„Wiem, że jesteś z Justyną. Wątpię, abyś chciał by wszystko się wydało. Graj moimi kartami albo pożałujesz. J.”

„Nie groź mi. I pamiętaj, że to ze mną się nie zadziera. M.”

Przez następne 15 minut Mikołaj siedział w bezruchu, wpatrując się tępym wzrokiem w wyświetlacz. Miał nadzieję, że Julka odpuści. Jak zwykle był w błędzie.

„Doprawdy? Patrz za siebie i pilnuj Justyny. Nigdy nie wiadomo, kiedy znów się spotkamy.  Zdajesz sobie chyba sprawę z tego, w którą wersję ona uwierzy? Masz przejebane. J.”

– Kurwa, no!

Tego było za dużo. Miki miał jednak związane ręce. Mógł jedynie użalać się nad swoim losem, ale wiedział, że to nic nie da. Musiał powiedzieć jej prawdę. Po prostu musiał. Nie wiedział jeszcze jak, ale był pewien, że jeśli Justyna usłyszy jako pierwszą jego wersję, to wszystko może się jeszcze ułożyć po jego myśli.

No właśnie. Może.

 

7 uwag do wpisu “Rozdział 33

Dodaj komentarz