Rozdział 27 – BONUSOWY

Wpatruję się w sufit i nie czuję nic. Drobne, ciepło ciało wtula się we mnie, ale moje serce pozostaje niewzruszone – tak jak ja. Chciałem ją mieć tylko dla siebie, ten jeden ostatni raz, bo doskonale zdaję sobie sprawę, że nie ma dla nas przyszłości. Ona nie jest moja i nigdy nie będzie. Rozumiem jej rozdarcie. Między mną a Kubą jest przepaść. Nie mogę z nim wygrać. Skradł kawałek jej serca, zanim mnie poznała i obdarzyła jakimkolwiek uczuciem.

Obracam głowę i omiatam spojrzeniem jej spokojną twarz. Nie powinienem za nią iść. Powinienem pozwolić jej stworzyć nieprawdziwy przebieg zdarzeń. Przecież tego właśnie chciałem. Tak na pewno byłoby prościej. Doszczętnie zniszczyć tę wątłą nić między nami, żeby mogła odwrócić się i zniknąć bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia. To była moja rola, ale w tej dziewczynie jest coś, co nie pozwoliło mi trzymać się z daleka.

Gdybym wiedział wcześniej, że jest częściowo zajęta; że nigdy nie będzie w stanie oddać komuś całej siebie; że…

Wzdycham cicho i przenoszę wzrok z powrotem na sufit.

Gonitwa bezmyślnych myśli w niczym mi nie pomoże. Analizuję naszą relację odkąd ta dziewczyna przekroczyła próg tego mieszkania. Moja mama ma dość ciekawe poczucie humoru, zmuszając mnie do ciągłego udawania kogoś, kim nie jestem. Każda kolejna dziewczyna wzbudzała we mnie frustrację, ale Natalia… Moja irytacja przekroczyła ostateczną granicę.

Nie chcę żadnej kolejnej współlokatorki lub – jak twierdzi moja mama – kandydatki na dziewczynę.

Wiem, że jeśli podjąłbym inne decyzje i nie byłbym uzależniony finansowy od rodziny, to pewnie nie musiałbym znosić tego piekła. Co parę tygodni witać nowe dziewczyny, udawać dupka, żeby je odstraszyć i próbować nie pozwolić im wejść do swojego łóżka. Czasami jednak seks rozwiązywał wszystko. Czuły się wykorzystane i zranione, a to przyspieszało ich wyprowadzkę. Moje pająki ułatwiały sprawę. Tylko jedna próbowała się im przypodobać.

Justyna.

Zrobiłaby dla mnie wszystko. Głupio myślałem, że załatwi sprawę z matką i całą moją rodziną. Pokochali ją, a mnie zmusili do życia w związku, który nie miał żadnej przyszłości. Pamiętam ten cholerny tatuaż z henny na jej obojczyku. Robiła wszystko, żebym go widział, ale nie chciałem. Nic od niej nie chciałem. Była dobrą dziewczyną i tyle.

Ręce Natalii zaciskają się wokół mojego pasa. Wiem, że dzisiaj nie zasnę. Nacieszę się resztką jej obecności i pozwolę odejść. Znienawidzi mnie – to pewne. Sam nie przepadam za osobą, którą się stałem.

Myślę o Kubie.

Natalia jest przy nim inna. Uśmiecha się zupełnie inaczej niż przy mnie, głośno śmieje, żartuje, przekomarza, pozwala sobie na szczerość i… Jest tego tak dużo, że odczuwam żal. Kuba ją kocha, chociaż nie mówi tego głośno, ale to od razu widać. Dziwię się, że Natalia nie dopuszcza do siebie prawdy, jakby naprawdę jej nie dostrzegała. Chyba sam Kuba nie potrafi zdobyć się na szczerość, ale może zwyczajnie boi się ją stracić. Nie byłbym tym zaskoczony.

Sam boję się ją stracić, bo nie wiem, gdzie doprowadzi mnie ta decyzja. Nie wiem, co zrobię, gdy jej zabraknie.

Nie jestem altruistą.

Po prostu nie mogę jej uszczęśliwić.

Widziałem to zawsze, gdy patrzyłem jej w oczy błyszczące od łez. Za każdym razem było tylko gorzej. Natalia coraz mniej przypominała siebie, aż wreszcie przestała być sobą. Poszła ze mną do łóżka, ale w żaden sposób nie chciała mnie dotknąć. Seks nie jest rozwiązaniem – też o tym wiem, ale i tak skończyliśmy w łóżku.

Wiem wiele rzeczy, ale milczę, bo tak jest łatwiej.

***

Nienawidzę rodzinnych spotkań. Najchętniej w ogóle bym nie spędzał czasu z rodziną, a tym bardziej tak zakłamaną jak moja. Siedzę cicho, bo milczenie to najlepsze, co mogę im ofiarować. Jest z nami Amelia, która komplikuje wiele rzeczy. Wiem, że robią to specjalnie. Tam, gdzie jestem ja, jest też ona. Dziewczynka, która jest zbyt mała, żeby zrozumieć popierdolenie tego świata. Trzymam ją od tego z daleka i oni świetnie zdają sobie z tego sprawę. To ona blokuje prawdę, na którą moja rodzina nie zasługuje. Są głusi na nią, a milczenie traktują jak przyzwolenie.

Słyszę, że ktoś otwiera drzwi. Zerkam kątem oka w stronę przedpokoju i dostrzegam Natalię. Jest blada i niemile zaskoczona.

– Cześć i dzień dobry – wydusza z siebie.

– O, hej! – odzywa się pierwszy Bartek. – Szymon mówił, że dzisiaj długo pracujesz.

Wiem, co zrobiłem rano. Wybadałem teren, żeby nie musiała uczestniczyć w tym syfie. Nie chcę w to wciągać Natalii. Nie jest częścią tej gry. Nie chcę, by nią była. Ale najwyraźniej los ma inne zdanie na temat.

Wygląda, jakby miała się rozpłakać. Wiem, że to nie umknie mojej rodzinie. Wskazuje drżącą dłonią za siebie, próbując się uśmiechnąć.

– Prawda, ale zapomniałam notatek, więc… – urywa, bo najwyraźniej nie wie, co powinna mówić. – Tylko je zabiorę i już mnie nie ma.

Czuję na sobie spojrzenia, ale milczę. Nie mogę mówić, gdy ona jest w mieszkaniu. Czekam, aż wyjdzie. I robi to, nawet bardzo szybko. Uśmiech, jaki nam posyła, jest sztuczny i uderza prosto w moje serce.

Znowu ją złamałem, chociaż nie zamierzałem robić tego w ten sposób. Miała wrócić później!

– Co jest grane, do cholery? – pyta Bartek. – Uciekła, jakby gonił ją sam diabeł.

Uśmiecham się krzywo.

– Przecież słyszałeś. Zapomniała notatek – wyjaśniam spokojnie i zerkam w stronę Klary, która wygląda na wstrząśniętą. Jej przestraszone oczy mówią wszystko. – Natalia ma za sobą bardzo stresujący okres – dodaję, mając nadzieję, że to jej wystarczy.

– Była bliska płaczu – szepcze.

– Szymon.

Niechętnie przenoszę wzrok na matkę.

– Nie rób z nas głupców. Ta dziewczyna wcale nie wróciła po notatki. Zabrała ze sobą plik pustych kartek. – Przewierca mnie spojrzeniem na wskroś. – To twój kolejny materac? – pyta ostro.

Cała matka.

Wpycha je do tego mieszkania, a potem dziwi się, że kończą ze złamanym sercem.

Nie jestem zdolny do wyższych uczuć. Nie potrafię uszczęśliwić własnej rodziny, a co dopiero przypadkową, obcą dziewczynę! Wielokrotnie jej to powtarzałem – im wszystkim, ale nikt mnie nie słucha. Do cholery, nikt nie chce mnie słuchać!

Uważają, że jestem popsuty. Nigdy nie miałem przyjaciół, bo nigdy nie lubiłem ludzi. Kochałem swoją samotność, a ona kochała mnie. Było nam dobrze ze sobą. Nikt tak świetnie mnie nie rozumiał. Nie musiałem nikogo udawać. Mogłem spędzać całe godziny pośród książek i milczeć. Tylko tyle potrzebowałem do szczęścia. Nic więcej.

Obracam głowę w stronę Bartka, który patrzy na mnie dokładnie tak jak matka – oceniająco. On jeden powinien wiedzieć, ile poświęciłem, ale staje po niewłaściwej stronie już kolejny raz. Zerkam szybko na niczego nieświadomą Klarę.

Nigdy jej nie powiem, co się stało z ich oszczędnościami i jak brudne sekrety skrywa jej mąż. Nie usłyszy ode mnie prawdy, bo nie zamierzam łamać jej serca. Widzę, jak bardzo kocha mojego brata – tego skończonego idiotę. Dała mu mały cud, ale to dla niego wciąż za mało. Ciągle mu mało!

Moje puste konto długo nosiło jego imię. Przekreślone marzenia, skazanie na mieszkanie w miejscu, które kontrolowała matka, ranienie niewinnych dziewczyn… to jego wina. To zawsze była jego wina, ale on nie poczuwa się do odpowiedzialności. Zawsze się wybiela. Teraz też to robi, kopiując postawę matki.

– Nie próbuj – warczy, doskonale wiedząc, co mi chodzi po głowie.

– Nie zamierzam – mówię obojętnie.

A potem zmienia temat – jak zawsze.

***

Unikam jej, bo wiem, że nie będę potrafił spojrzeć jej w oczy. Ona chyba też to robi. Oszukujemy się obydwoje. Ta relacja jest porąbana.

Dopiero po tygodniu natrafiamy na siebie w kuchni. Jem frytki, gdy Natalia stoi na środku pomieszczenia i mi się przygląda. Skupiam wzrok na talerzu, bo mam nadzieję, że odejdzie.

– Mogę zająć ci chwilę? – pyta niepewnie.

Powoli podnoszę głowę i przyglądam się uważnie jej twarzy.

– O co chodzi?

Przestępuje z nogi na nogę, jakby nie wiedziała, co ma powiedzieć. Wolałabym, żeby nic nie mówiła; żeby odwróciła się na pięcie i wyszła.

– Moja siostra zaprasza mnie na rodzinne spotkanie, bo przygotowała pewną niespodziankę i tak pomyślałam… – urywa, przygryzając wargę. – Może wybrałbyś się tam ze mną? Spotkanie jest pojutrze i…

– Nigdzie nie jadę – przerywam jej.

Mruga zaskoczona.

– Słucham?

Odkładam widelec i wstaję.

– Powiedziałem, że nigdzie nie jadę – mówię stanowczo.

– Dlaczego? Hania jest bardzo miła, to przecież moja siostra. Nie różnimy się aż tak bardzo. – Zakłada kosmyk włosów za ucho. – Moi rodzice też nie są straszni. Mama może zadawać dużo pytań, ale tata…

Czemu ona mnie nie słucha, do cholery?

– Natalia – mówię upominająco.

Milknie i zaciska usta.

– Nie jesteśmy nawet razem – dodaję, doskonale wiedząc, że to kłamstwo. Brudne, cholerne kłamstwo.

Wiem, co robię – widzę to w jej oczach, które szybko zachodzą łzami. Nie chcę, żeby przeze mnie płakała, ale też nie chcę, żeby robiła sobie jakiekolwiek nadzieje.

Patrzę na nią bardzo długo, próbując zapamiętać jej twarz, a potem odwracam się i wychodzę. Jestem pewien, że moje odejście łamie jej serce. Czuję cholerny ciężar w klatce piersiowej, ale nie zamierzam nic robić, żeby się go pozbyć.

To po prostu musi się wreszcie skończyć.

***

Nie wiem, po co wracam, a tym bardziej teraz. Wujek zadzwonił i powiedział, kiedy Natalia pojawi się w mieszkaniu, żeby zabrać swoje rzeczy. Powinno mnie tu nie być. Nie chcę patrzeć, jak odbiera mi część siebie i pozostawia po sobie pustkę.

Wsuwam klucz do zamka i orientuję się, że ona jest w środku. Zdążyłem. To nie powinno mnie cieszyć ani wzbudzać nadziei. Cholera nadzieja! Gdyby naprawdę istniała, to nie musielibyśmy się teraz żegnać.

Wchodzę do środka i od razu się zatrzymuję. Od Natalii bije chłodna obojętność, co trochę mnie dezorientuje. Opuszczam wzrok na karton, który ściska w rękach. Marszczę brwi i znowu patrzę na jej twarz. Natalia nie odrywa ode mnie wzroku. Staram się wyglądać na niewzruszonego, bo nie mogę jej pokazać, ile dla mnie znaczy. Niech dalej sądzi, że jest dla mnie nikim.

Milczymy.

Żadne z nas nie chce odejść. Próbuję zmusić nogi do posłuszeństwa, ale bezskutecznie. Wpatruję się w twarz Natalii i szukam oznak uczuć. Cieszę się, że nie płacze, ale wiem, że to tylko przykrywka. Nie jestem jej obojętny. Na pewno mnie trochę kocha, a przynajmniej łudzę się, że tak jest.

Mam wrażenie, że stoimy tak całą wieczność. Stoimy i patrzymy na siebie.

To się musi wreszcie skończyć, do cholery.

Robię krok do tyłu, mijam ją i idę do swojego pokoju. Nie oglądam się za siebie. Nie obchodzi mnie, co teraz myśli. Nie widzę jej twarzy, więc nie wiem, jak mocno ją zraniłem, ale na pewno to zrobiłem. Nie pożegnałem się, a to mówi wszystko. Nie chcę, żeby się łudziła. W naszej relacji nie ma miejsca na nadzieję.

Wchodzę do pokoju, zamykam drzwi i oddycham z ulgą.

Żadne z nas nie jest gotowe na związek.

Siadam na podłodze, opieram łokcie na kolanach i czekam.

Ona musi zniknąć z mojego życia, żebym znów mógł pogrążyć się w samotności. Tylko ona mnie rozumie. Nie zmusza do zmian, nie oczekuje wyjaśnień i akceptuje milczenie.

Wpatruję się w nieokreślony punkt, a moje serce bije wolno. Z jednej strony pragnę przytulić ją ostatni raz, ale wiem, że to przyniesie ze sobą tylko komplikacje. Brak pożegnań ułatwia rozstanie, jakbyśmy obydwoje mieli nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Pewnie żadne z nas tego nie chce, ale los lubi pogrywać. Nie zamierzam przygotowywać się na to przyszłe spotkanie. Mam jedynie cholerną nadzieję, że ona znajdzie kogoś, kto będzie w stanie dać jej tyle miłości, na jaką zasługuje. Biorę nawet pod uwagę Kubę.

Cholera, chcę, żeby to był on! Kocha ją już teraz, a ona musi tylko to zauważyć. Nic więcej.

Uśmiecham się do siebie gorzko, gdy słyszę trzask drzwi.

Dla mnie nie ma szczęśliwego zakończenia. Nawet nie jestem zły.

Za każdym razem, gdy patrzę w przyszłość, widzę tylko siebie i wszechogarniającą samotność, naznaczoną obecnością pająków.

Podnoszę się gwałtownie na nogi i podchodzę do terrariów. Wszystkie pająki są schowane w swoich gniazdach oprócz Smitiego. Mam wrażenie, że na mnie patrzy i próbuje podnieść na duchu.

Smiti przyciąga wspomnienie Natalii – jej ciepłych ust, przyspieszonego bicia serca i urywanego oddechu. Załatwił mi wejście do jej serca, całkowicie zapominając o tym, kim jestem. Otwieram terrarium i podstawiam dłoń. Smiti długo się ociąga, ale ostatecznie wspina się na mój nadgarstek. Opuszczam głowę i przyglądam mu się uważnie.

Nie jest psem, żebym mógł go pogłaskać, bo wyczesuje parzące włoski, które zniechęcają do jakichkolwiek czułości. Mogę tylko na niego patrzeć i dziękować za to, że trzyma mnie przy życiu – cała piątka to robi. Codziennie wstaję z łóżka i wiem, że nie jestem sam. Moja samotność akceptuje ich obecność.

– Lubiła cię – szepczę, unosząc kącik ust.

Wiem, że Natalia próbowała przekonać się do pająków ze względu na mnie. Nie robiła dziwnych podchodów, nie tatuowała swojego ciała ani nic z tych rzeczy. Po prostu starała się pokonać swój strach.

Ale to wciąż za mało, żeby stworzyć coś mocnego i trwałego. I na pewno nie ze mną, bo ja się do tego nie nadaję.

– Będzie szczęśliwa – mówię do Smitiego, próbując się pocieszyć.