TRZYNASTY RAZ

Kocham Cię.

Powtarzam to sobie, jak mantrę, za każdym razem gdy tylko Cię zobaczę. Na przerwie, na ulicy, w markecie, w parku, na boisku, na skateparku. Moje oczy potrafią przeszukać każdy zakamarek terenu, aby odnaleźć Twoją twarz. Moje serce wyczuwa Cię w pobliżu, nawet jeśli jeszcze nie przekroczyłeś progu szkoły. Martwi się na zapas, bo chyba ma za dużo wspólnego ze mną.

Ile razy łapałam się na patrzeniu na Ciebie? Ile razy okłamałam przyjaciół, znajomych, kolegów, koleżanki? Ile tak naprawdę razy, nasze spojrzenia się skrzyżowały? A ile razy, chociaż raz, spojrzałeś na mnie tak, jak zawsze chciałam i marzyłam?

Pierwszy raz spotkaliśmy się całkiem przypadkiem. Staliśmy w kolejce do sklepiku szkolnego. Wpadłeś jak burza do pomieszczenia i przeszukałeś wzrokiem całą kolejkę, aby Twój wzrok po prostu padł na mnie. Uśmiechnąłeś się szeroko. Wyrzuciłam z głowy myśl, że gdyby zamiast tych chłopaków przede mną, stała inna dziewczyna, to pewnie podszedłbyś do niej. Podszedłeś do mnie wolnym krokiem, jak model na wybiegu. Zdawało mi się nawet, że słyszałam ciche westchnięcia dziewczyn za mną. Starałam się być pewna siebie, ale Twoje oczy wpychały mi watę do kolan i kazały mojemu sercu bić mocniej. Przygryzłam wargę, w napięciu czekając na ciąg dalszy. Rzuciłeś w moją stronę kolejny uśmiech, składając dłonie jak do modlitwy i patrząc na mnie błagalnym wzrokiem.

– Wiem, że jestem chamski, okropny, najgorszy na świecie, ale i głodny jak wilk. Uratuj mnie, błagam!

Kolejka przesunęła się do przodu, byłam przedostatnia. Za mną ciągnął się długi sznurek czekających, ale patrzyłeś na mnie w taki sposób…

– Jasne, nie ma sprawy – wyrzuciłam z siebie, siląc się na wesoły ton i szczery uśmiech.

Może w przypływie radości lub czegokolwiek innego, ale kiedy po chwili złapałeś mnie w talii i podniosłeś do góry, było mi wszystko jedno. Kurczowo złapałam się Twoich ramion, patrząc przerażona jak uśmiechasz się do mnie.

– Dziękuję – powiedziałeś prawie krzycząc, po czym z gracją postawiłeś mnie na ziemi.

Patrzyłam urzeczona, jak po raz kolejny rzucasz mi uśmiech i stajesz przede mną. Puściłeś mi oczko, po czym odwróciłeś się do mnie plecami. Nie wiedziałam, co się dzieje. Wciąż miękły mi kolana i czułam ciepło w miejscach, gdzie trzymałeś swoje dłonie. Mimo bluzki, czułam wszystko aż za bardzo. Szybko dotknęłam policzków dłońmi i również poczułam ciepło. Zła na samą siebie, starałam się odwrócić bokiem w twoją stronę, abyś nie musiał patrzeć na moją zaczerwienioną twarz. Tego dnia wszystko było jednak na tyle nieprzewidywalne, że kiedy kupiłeś już wszystko, ponownie odwróciłeś się do mnie i dałeś lizaka. Zaskoczona, zamrugałam parę razy powiekami i spojrzałam w Twoje roześmiane oczy.

– Dziękuję – powiedziałeś ponownie, po czym wybiegłeś ze sklepiku.

Czułam na sobie spojrzenia innych uczniów, ale zajęta byłam rozpamiętywaniem wszystkiego, co działo się kilka chwil wcześniej. Nawet miła sklepikarka miała trudności z przywróceniem mnie do rzeczywistości.

Drugi raz spotkaliśmy się na przerwie, schodziłam z dziewczynami ze schodów, kiedy niespodziewanie poczułam, że tracę grunt pod nogami. Czułam znajome ciepło w łokciu, a kiedy obejrzałam się za siebie, zobaczyłam Ciebie i ten Twój rozbrajający uśmiech. Trzymałeś mnie za łokieć, chroniąc od upadku. Moje serce zatrzymało się na kilka sekund, a do twarzy napłynęło aż za dużo krwi. Moje policzki płonęły, ale nic nie powiedziałeś. Po chwili, zbiegłeś ze schodów i nawet nie obejrzałeś się za siebie. A ja stałam na schodach, szturchana, popychana, ale nie zeszłam na dół aż do samego dzwonka.

Trzeci raz spotkaliśmy się na wfie. Zrządzeniem losu, mieliśmy go razem raz w tygodniu i to tylko lub na szczęście, pojedynczą godzinę. W szatni trzęsły mi się ręce. Dziewczyny ciągle dopytywały się o co chodzi, ale co miałam im powiedzieć? Stałam jedynie przed lustrem i robiłam dziwne miny, próbując się przygotować na spotkanie. Kilka razy poprawiałam kucyk i grzywkę, aby wyglądać w miarę dobrze. Na salę gimnastyczną zostałam odprowadzona śmiechem. Ze złości moje policzki znów były czerwone. Przestałam na nie zwracać uwagę dopiero wtedy, kiedy zobaczyłam Cię ze swoimi kolegami. Staliście pod koszem i żywo o czymś rozmawialiście. Ani na chwilę Twój wzrok nie pobiegł w moją stronę. Czułam się rozczarowana, chociaż nie miałam prawa wymagać czegokolwiek. Dzięki mnie zdążyłeś zjeść kanapkę na przerwie, a ja – dzięki Tobie – nie spadłam ze schodów. Nic nadzwyczajnego.

Przez cały wf byłam kłębkiem nerwów. Co chwilę nerwowo zerkałam w Twoją stronę, ale nigdy nie złapałam Cię na patrzeniu w moją. Czułam się zawiedziona i przez tą swoją nieuwagę oberwałam piłką. Wszyscy zaczęli się śmiać, szkoda tylko, że mi nie było do śmiechu.

Czwarty raz spotkaliśmy się przed wejściem do szkoły. Kwiecień był piękny. Siedziałam na schodkach i łapałam słońce, uwielbiając czuć ciepło. Wszystko od razu skojarzyło mi się z Tobą i Twoim dotykiem. Mój dobry nastrój prysł, niczym bańka mydlana. Otworzyłam oczy i spuściłam głowę, ukradkiem rozglądając się wkoło. Znów byłeś ze swoimi kolegami. Energicznie gestykulowałeś, a ja tak bardzo chciałam wiedzieć o czym mówiłeś, ale moja nieśmiałość nie pozwoliła mi podejść bliżej. Patrzyłam na Ciebie i aż skręcało mnie w środku z niewiedzy. Wiedziałam tylko, że miałeś brązowe włosy i to ujmujące spojrzenie niebieskich oczu. Jęknęłam w duchu, a po kilku sekundach zauważyłam, jak Twój kolega na mnie patrzy. Zmieszana szybko odwróciłam wzrok, zamykając oczy i udając, że wygrzewam się w słońcu.

Piąty raz był przełomowy. Stałeś z moimi kolegami pod klasą, w której miałam mieć lekcję. Zamarłam, kiedy tylko Cię zobaczyłam. Wariowanie na Twój punkcie zaczęło sprawiać kłopoty, bo moje koleżanki zaczęły coś podejrzewać, a ja przecież nie mogłam sobie pozwolić na wzdychanie do chłopaka, który nie ma zielonego pojęcia o moim istnieniu. Niby dwa razy mnie widziałeś, ale nie przywiązywałeś do tego takiej wagi jak ja. Przeszłam obok Ciebie, czując znowu watę w kolanach, ale nie spojrzałeś na mnie. Dlaczego chciało mi się płakać? Usłyszałam tylko, że wołali Cię „Szymon”. Już nie byłeś chłopakiem ze sklepiku i schodów, ale Szymonem.

Szósty raz wynagrodził mi ostatnie spotkanie, oprócz tych pierwszych. Wpadłeś jak burza do mojej klasy tuż pod dzwonku. Z miną nieszczęśliwca zacząłeś robić maślane oczka do wszystkich koleżanek z mojej klasy. Zazdrość? Tak, wtedy po raz pierwszy byłam o Ciebie zazdrosna. To było głupie, bo nawet się nie znaliśmy, ale nie mogłam nic na to poradzić. Byłam tak przejęta innymi dziewczynami, że nie zauważyłam, kiedy niespodziewanie pojawiłeś się przy mojej ławce. Asia, koleżanka z ławki nie mogła Ci pomóc, a ja nawet nie wiedziałam o co pytałeś, więc znowu moje policzki były czerwone. Nie byłeś poirytowany. Uśmiechnąłeś się do mnie.

– Mogłabyś pożyczyć mi kalkulator, mam sprawdzian z matematyki i całkowicie polegnę, jeśli nie będę go miał.

Bez słowa, przeszukałam torbę i podałam Ci kalkulator. Zamiast jednak go wziąć, złapałeś mnie za rękę i uśmiechnąłeś się rozbrajająco, po czym wysunąłeś kalkulator z mojej dłoni. Zszokowana nie umiałam wydusić z siebie choćby jednego słowa.

– A teraz możesz wrócić do myślenia o tym szczęściarzu, który skradł Ci serce.

Uniosłam brwi do góry, ale tylko puściłeś mi oczko i wybiegłeś z klasy. Potarłam dłonią czoło, czując jak robi mi się duszno. Szczęściarz? Skradzione serce? Kogo miałeś na myśli? Aśka nachyliła się w moją stronę i zaczęła pytać o Ciebie. Chciała wiedzieć wszystko. Przerażona obróciłam się w jej stronę i zauważyłam ten charakterystyczny błysk w oku. Jej też się spodobałeś. A komu mógłbyś się nie spodobać?

Po skończonej lekcji, wyszłam z sali wypruta ze wszystkich emocji. Marzyłam o powrocie do domu, bo nawet użeranie się z rodzeństwem i znoszenie głupich uwag moich dwóch starszych braci było lepsze, niż męczenie się poprzez patrzenie na Ciebie. Zupełnie zapomniałam o swoim kalkulatorze, więc kiedy stanąłeś przede mną, byłam w kompletnym szoku. Dałeś mi kalkulator, zdawkowo się uśmiechnąłeś i zniknąłeś w tłumie uczniów. Żal pomieszany z rozczarowaniem przygnębił mnie jeszcze bardziej niż tysiące pytań Aśki.

Za siódmym razem kiedy tylko Cię zobaczyłam w markecie, od razu odwróciłam się na pięcie i skręciłam w inną stronę. Nie chciałam się skrzywdzić po raz kolejny, a Ty nic nie robiłeś, aby poznać mnie bliżej. Byłam Twoją koleżanką, choć to i tak za dużo powiedziane.

Ósmy raz spotkaliśmy się w klubie. Bawiłam się z Aśką i innymi dziewczynami, kiedy w splątanie ciał Cię zobaczyłam. Nie byłeś sam. Tuliłeś w swoich ramionach jakąś dziewczynę. Byliście tak blisko siebie, że dziwiłam się, że w ogóle potrafiliście oddychać. Przestałam tańczyć i gapiłam się na Was. Co czułam? Zazdrość, rozczarowanie i żal. Na dodatek poczułam łzy w oczach. Uspokoiłam się szybko i to pod spojrzeniami koleżanek. Nikt nie mógł wiedzieć, że mi się tak strasznie podobałeś. Uśmiechnęłam się z trudem i obróciłam do Was plecami, starając się tańczyć. Nie potrafiłam wczuć się w rytm muzyki, wciąż mając przed oczami Waszą dwójkę.

W pewnym momencie poczułam obce dłonie na swoich biodrach. Moje serce zatrzymało się. Obróciłam się i wpadłam w ramiona Twojego kumpla. Czułam się podwójnie rozczarowana, a mój wzrok od razu starał się odszukać Twoją twarz.

– To nie mnie się spodziewałaś – powiedział wprost do mojego ucha, przyciągając mnie do siebie. Nie oponowałam, mając jedynie nadzieję, że będziesz zajęty tą dziewczyną w swoich ramionach. – Zatańczysz?

– To nie mój dzień – krzyknęłam.

– W porządku.

Chciałam coś powiedzieć, ale Twój kumpel odsunął się ode mnie, gorzko uśmiechnął i poszedł sobie. Znów samotnie stałam na środku i liczyłam, że tym razem to Ty mnie zauważysz. Malutka iskierka nadziei nie pozwalała mi myśleć inaczej. I kiedy wreszcie zobaczyłam Cię, jak wyłaniasz się z tłumu, krew znów napłynęła mi do twarzy. Tak bardzo pragnęłam, abyś przytulił mnie tak mocno, jak tamtą dziewczynę i trzymał w swoich ramionach do samego rana. Prawie zemdlałam ze strachu, gdy nasze spojrzenia się spotkały i ruszyłeś w moją stronę. Uśmiechnąłeś się rozbrajająco, a ja całkowicie spanikowana nie wiedziałam, co mam robić. Zatrzymałeś się przede mną i pewnym ruchem rąk, przyciągnąłeś mnie do siebie. Poczułam alkohol, a dokładnie wódkę. Twój kumpel pachniał płynem do płukania tkanin i wodą po goleniu. Nie miałam jednak do Ciebie pretensji, ufnie wtulając się w Twoje ciało.

Pierwsze wspólna piosenka. Druga. Trzecia. Kolejna i kolejna, a Ty wciąż mnie tuliłeś, błądząc dłońmi po moich plecach. Im dłużej byłam z Tobą tym gorzej się czułam, tracąc całkowicie panowanie nad swoim ciałem. Gdy niespodziewanie położyłeś dłoń na moim karku, a drugą wplotłeś w moje włosy, moje serce biło jak oszalałe, całkowicie gubiąc rytm. Nieśmiało spojrzałam w Twoje oczy, widziałam mgłę w Twoich niebieskich tęczówkach, ale zmusiłam się, aby nie zwracać na to uwagi. Opuściłeś wzrok na moje usta, które automatycznie się rozchyliły. I nim jakakolwiek myśl przeleciała mi przez głowę, pocałowałeś mnie.

Zniknął żal, rozczarowanie i zazdrość. Byłam w Twoich ramionach i całowałeś mnie, właśnie mnie. Euforia, jaka zaczęła przepełniać moje ciało, była wręcz niewyobrażalna. Odsunąłeś na chwilę ode mnie swoją twarz i omiotłeś mnie wzrokiem, po czym znowu mnie pocałowałeś. Pozwoliłam Ci, bo dlaczego miałabym zabronić? To była najwspanialsza noc w moim życiu. Wciąż czułam straszny odór wódki, ale wybaczyłam Ci. Wybaczyłam Ci absolutnie wszystko.

I to był mój największy błąd.

– Zaraz wrócę – szepnąłeś mi do ucha, a ja w napięciu pokiwałam głową, automatycznie obejmując się ramionami. Długo patrzyłam na Twoje plecy, już nie mogąc się doczekać, gdy znów będziesz mnie tulił.

Ale nie tuliłeś. Czekałam na środku parkietu przeszło pół godziny, ale Ty się nie pojawiłeś. Czułam niepokój, ale tłumaczyłam sobie wszystko na tysiąc różnych sposobów. Wszystko było lepsze od głupiej myśli, która przelatywała mi co chwilę przez głowę, że o mnie zapomniałeś.

Odnalazła mnie Aśka, patrząc na mnie w trochę dziwny sposób. Złapała mnie za rękę i kazała pójść za sobą. Pozwoliłam jej ciągnąć się przez tłum tych wszystkich roztańczonych osób. Zatrzymała się niedaleko boksów. Pociągnęła mnie za dłoń i wskazała jeden z nich.

Byłeś w nim, ale nie sam. Na kolanach siedziała Ci zupełnie inna dziewczyna. Może się nie całowaliście, ale Twoje dłonie co chwilę uciekały w okolice jej dość głębokiego dekoltu. Śmiała się, ale nie odpychała, a Ty też wyglądałeś na zadowolonego. Poczułam zimno na ustach i we wszystkich miejscach na skórze, gdzie mnie dotykałeś.

Wróciłam wcześniej do domu, kompletnie nie zwracając uwagi na słowa Aśki i innych dziewczyn. O mały włos, a rozpłakałabym się przy nich. Wsiadłam do taksówki z taką ilością łez w oczach, że kiedy tylko taksówkarz ruszył to policzki miałam mokre.

Przez kilka dni nie widziałam Cię w ogóle. Unikałam wszystkich możliwych miejsc, w których mogłabym Cię spotkać. Czułam się okropnie. Koleżanki niczego nie ułatwiały, bo potrafiły jedynie rzucać głupimi radami i twierdzić, że to minie, że to tylko kwestia czasu. Ale było już za późno, aby mówić o głupim zauroczeniu. Tęskniłam za Tobą, za Twoimi dłońmi, Twoim ciepłem, Twoimi niebieskimi oczami. Tęskniłam i nie dawałam sobie rady. Wymyślałam miliony rodzajów zakończenia naszej historii, wciąż się łudząc, że wszystko jest do odratowania. Przecież nigdy nie należałam do zazdrośnic, mogłam przymknąć oko na tamtą dziewczynę z boksu, która siedziała na Twoich kolanach. Mogłam zrobić wszystko, byleby tylko znów być w Twoich ramionach.

Dziewiąty raz spotkaliśmy się znowu w sklepiku. Znowu stałam w kolejce i kiedy tylko wszedłeś do środka, znowu czułam przyspieszone bicie mojego serca. Omiotłeś wzrokiem kolejkę i nawet na chwilę nie zatrzymałeś wzroku na mnie. Podszedłeś do dziewczyny, która stała przede mną i na moich oczach robiłeś do niej te same maślane oczka, co kiedyś do mnie.

– Wiem, że jestem chamski, okropny, najgorszy na świecie, ale i głodny jak wilk. Uratuj mnie, błagam! – usłyszałam i moje serce zamarło.

I kiedy tak patrzyłam na Ciebie, poczułam na sobie zupełnie inne spojrzenie, więc obejrzałam się i zobaczyłam Twojego kumpla. Patrzył się wprost na mnie z niezidentyfikowanym wyrazem twarzy. Nie wiedziałam czy powinnam się uśmiechnąć czy nie, bo w gruncie rzeczy dałam mu kosza, więc odwróciłam się, czując jedynie wyrzuty sumienia.

Dziesiąty raz nie był wcale lepszy. Siedziałam z Aśką na przerwie, kiedy Cię zobaczyłam. Szedłeś w naszą stronę z tym samym rozbrajającym uśmiechem. Moje serce chciało uciec do Ciebie i pewnie wyglądałam jak idiotka, bo wpatrywałam się w Ciebie jak w jakiś cud świata. Pierwszy raz zdałam sobie sprawę, że to całe wzdychanie do Ciebie nie jest w porządku, jeśli chodzi o mnie. To dziewczyny powinny być zdobywane, nigdy nie na odwrót. Podszedłeś do nas i automatycznie skierowałeś swój wzrok na mnie.

– Twój Romeo zrobił coś nie tak? Nie wyglądasz na szczęśliwą – odezwałeś się.

Popatrzyłam na Ciebie zaskoczona.

Nie pamiętałeś. Nic nie pamiętałeś. Żadnego pocałunku, tańca, przytulanek. Kompletnie nic. Byłeś pijany – przypomniałam sobie o wódce, którą czułam od Ciebie, kiedy się całowaliśmy.

– Małomówna jesteś. – Uśmiechnąłeś się dziwnie, tak nie po mojemu. – Przyszedłem tu w innej sprawie. Podobno dałaś mojemu kumplowi kosza. Jest z nim coś nie tak?

Tęskniłam za Tobą. Myślałam tylko o Tobie. Całowałam się z Tobą. Tuliłam się do Ciebie. A Ty co? Broniłeś swojego kumpla? Patrzyłam na Ciebie zdezorientowana.

– Jestem kimś innym zainteresowana – wydukałam z trudem, mając na uwadze fakt, że to Ty stałeś przede mną a nie on. – Nie chciałam sprawić mu przykrości.

– Spoko. Zdarza się. Cześć.

Odeszłeś, a ja zostałam z mętlikiem w głowie.

– O co mu chodziło? – zapytała Aśka, a ja wzruszyłam ramionami, bo nie chciałam jej o niczym mówić.

Jedenastym razem spotkaliśmy się znów na wfie. Tym razem, oprócz Ciebie, zauważyłam również Twojego kumpla. Ponownie odezwały się we mnie wyrzuty sumienia. Odtrąciłam go dla Ciebie i co mi z tego zostało? Złudna nadzieja, że jeszcze kiedyś znów będziesz na mnie patrzył tak jak wtedy na imprezie i całował do utraty tchu. Podeszłam do niego powoli, oglądając się za siebie, czy przypadkiem nauczyciele nie weszli na salę. Nie wiedziałam co mu mam powiedzieć, łamałam sobie palce. A on? Patrzył na mnie normalnie, bez jakichkolwiek uczuć.

– Przepraszam – wydusiłam z siebie. – Wiem, co musiałeś sobie o mnie pomyśleć, ale…

– W porządku. Nic się nie stało. Zdarza się.

Prawie odwrócił się do mnie plecami, więc złapałam go za ramię, przygryzając ze zdenerwowania wargę. Czułam na sobie Twój wzrok, chyba pierwszy raz od kilku naszych spotkań, bo patrzyłeś na mnie trzeźwy, a nie tak jak na imprezie.

– Zrobiłam największą głupotę na świecie. Przepraszam.

– Zła lokacja uczuć przecież każdemu się zdarza – mruknął. – Nie przejmuj się mną, zadbaj lepiej o siebie i swoje nerwy.

– O czym Ty mówisz?

– Nie jesteś pierwszą, która straciła dla niego głowę i nie jesteś ostatnią, której złamał serce.

Nie rozumiałam o co mu chodzi. Pozwoliłam mu wrócić do chłopaków, a sama wróciłam do dziewczyn. Biłam się z myślami. Kątem oka zerknęłam na Ciebie i pierwszy raz w życiu odkryłam w Tobie wadę – pozerstwo. Gdy tak na mnie patrzyłeś bez wianuszka dziewczyn i publiki oraz bez alkoholu we krwi, byłeś zwyczajny, a w Twoim wyrazie twarzy było coś niepokojącego. Nie spodobało mi się to, ale wciąż tęskniłam.

Za dwunastym razem, wpadliśmy na siebie w pustej szatnie. Prawie mnie potrąciłeś, a raczej, prawie przewróciłam się na ziemię. Omiotłeś mnie obojętnym spojrzeniem i gdy już myślałam, że pójdziesz sobie, cofnąłeś się o krok i popatrzyłeś na mnie dziwnie.

– Mój kumpel twierdzi, że całowałem się z tobą na jego oczach. Myśli, że zrobiłem mu na złość.

Po co to powiedziałeś? W moich oczach pojawiły się łzy.

– Nie wierzysz w to? – zapytałam cicho, lekko przerażona.

– No nie. Nie jesteś tym typem dziewczyn, za którymi oglądam się na imprezach, zresztą od samego początku wiedziałem, że mu się podobasz.

Ta Twoja wylewność. Ledwo panowałam nad sobą, aby nie rozpłakać się jak dziecko.

– Nie, nie, nie. Nie jesteś brzydka, tylko podobasz się mojemu kumplowi. Nie zrobiłbym mu aż takiego świństwa.

Wielkie mi pocieszenie.

– Twój kumpel mówi prawdę. Całowałeś się ze mną. – Chciałam, żeby mój głos brzmiał pewnie, ale nie brzmiał. Łamał się i drżał. – Nic się nie stało – kłamałam.

– Tak? To super. Myślałem, że sobie coś ubzdurałaś. Większość dziewczyn cierpi na taką przypadłość. – Uśmiechnąłeś się szeroko. – No nic, cześć.

Pokiwałam głową, a gdy tylko opuściłeś szatnię, usiadłam na ławce i się rozpłakałam. Byłam i tak spóźniona na pierwszą lekcję, ale nie miałam ochoty iść na kolejne. Dobiłeś mnie. Musiałeś być nieźle pijany, aby nie pamiętać mnie i chyba każdej innej dziewczyny. Twój kumpel… O Boże. Prawie dostałam palpitacji serca, kiedy pomyślałam o tym, co on musiał czuć, kiedy byłam w Twoich ramionach. Czuł dokładnie ten sam smutek co ja, kiedy widziałam Cię z innymi. Te same, pokręcone myśli musiały przebiegać mu przez głowę. Mogłam z nim chociaż zatańczyć, ale bałam się, że mógłbyś nas zobaczyć. Jakby interesowało Cię, że ktokolwiek obok mnie się kręci. Załamałam ręce i wyłam, nie potrafiąc się uspokoić. Wszystko było do niczego.

Zanim spotkaliśmy się ostatni, trzynasty raz, musiał minąć ciężki dla mnie tydzień. Biłam się z myślami. Śmiałam się i płakałam jednocześnie, nie potrafiąc sobie poradzić z tym, co czułam do Ciebie. Te kilka tygodni… Wszystko było cudowne, dopóki zwracałam uwagę na Ciebie, a nie na otoczenie. A potem szok, bo nigdy nie byłam dla Ciebie interesująca. Dla Twojego kumpla, owszem, ale nigdy nie dla Ciebie. To było smutne, ale jeżeli po tym wszystkim myślałbym inaczej, musiałabym być głupią idiotką.

Kiedy spotkaliśmy się trzynasty raz, to było na zakończenie roku. Mieliśmy od przyszłego tygodnia rozpocząć matury. Może dzięki Tobie nie czułam się zbyt dobrze przygotowana, ale nie było najgorzej. Stałeś koło auli razem z innymi uczniami, ubrany w garnitur. Wyglądałeś cudownie, ale nie mogłam tak po prostu patrzeć na Ciebie. Musiałam w jakiś sposób się ogarnąć i przeżyć to. Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam sobie głowie „Już nic dla mnie nie znaczysz”.

Znaczyłeś, ale musiałam zapomnieć.

Złamałeś mi serce.

Kocham Cię.

Koniec