Rozdział 21

Maja patrzyła na Karola, obserwując każdą najdrobniejszą zmianę w jego wyrazie twarzy. Bała się jak nigdy, że została źle zrozumiana. Przekrzywiła delikatnie głowę w bok, przygryzła dolną wargę i odezwała się, bo już nie potrafiła znieść ciszy, która ich otoczyła.

– Możemy wrócić do tego zadania? Bo widzisz – przeczesała nerwowo palcami swoje włosy – wpadłam na pewien pomysł, dotyczący rozwiązania.

I chociaż Karol czuł na sobie jej wzrok, zdobył się jedynie na nieznaczne skinięcie głową na znak zgody, ciągle na nią nie patrząc. Coraz trudniej było mu ukrywać, że podoba mu się Maja. Wszystko zaczęło się tak niespodziewanie komplikować. Był zdania, że i tak nic z tego nie będzie. Powoli podniósł głowę i spojrzał na dziewczynę, czując jak wszystkie nagromadzone emocje zaczynają go rozdzierać od środka.

„Dlaczego właśnie ona?” – ciągle zadawał sobie to pytanie.

***

Justyna z trudem powstrzymywała łzy, które pojawiły się w jej oczach na widok Darka. Patrzył na nią w taki sposób, w jaki nigdy nie chciała. Przeczuwała już wcześniej, że żałował czasu, który jej poświęcił i może jeszcze kiedyś była przekonana, że gdyby powiedział jej wprost, jak było i jak jest, to by się nie załamała. Siedząc jednak przed nim i jedynie łudząc się, że to wszystko coś dla niego znaczyło, zaczynała myśleć, że miłość jest okropna i tak naprawdę została stworzona tylko po to, aby ranić ludzi.

– Nie odpowiesz? – spytała cicho, byleby tylko nie wyczuł drżenia jej głosu. – Nie masz mi w ogóle nic do powiedzenia?

Darek poruszył się niespokojnie na krześle, po czym wbił wzrok w parkiet. Justyna obserwowała go w ciszy, czując jak narasta w niej nieopisany gniew. Zacisnęła mocno zęby i odwróciła od niego wzrok, na chwilę zatrzymując go na przyjaciółce w objęciach Feliksa. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego znowu wszystko się posypało i dlaczego nie może być tak szczęśliwa jak Kalina. Zaczynała jej powoli zazdrościć takiego chłopaka, jakim był Marker. Odwróciła od zakochanej pary wzrok i zatrzymała go na niewzruszonej twarzy Darka. Próbowała udawać obojętną, ale z każdą kolejną minutą spędzoną w jego towarzystwie jej udawanie przynosiło wręcz odwrotne skutki.

– Odważysz się w końcu powiedzieć mi, że mnie nigdy nie kochałeś i bardzo na rękę ci była ta cała historia z moją matką? – spytała szeptem, gotowa odwrócić wzrok, gdyby tylko Darek spojrzał na nią z czułością. Owszem, Darek na nią spojrzał, ale zamiast czułości, widziała w jego oczach jedynie ogromne poczucie winy. – Czyli to prawda? Nie kochałeś mnie? I … Matko Boska, co ja sobie myślałam! – Gwałtownie podniosła się z krzesła, zwracając uwagę kilkoro ludzi, siedzących tuż obok ich stolika. – Wynoś się z mojego życia, słyszysz?! Nienawidzę cię!

Darek również wstał.

– Uspokój się. – Próbował złapać ją za rękę i posadzić z powrotem na krześle, ale odepchnęła jego ręce zabijając go wręcz wzrokiem. – Justyna, musisz zrozumieć …

– Co tym razem muszę zrozumieć?! Znowu chcesz sprzedać tą swoją gadkę o tym, jaki to jesteś beznadziejny i nieodpowiedni dla takiej zajebistej dziewczyny jak ja? – rzuciła z kpiną. – Wiesz co? Daruj to sobie, mam już dość ciebie i twoich głupich wymówek!

– Ale posłuchaj mnie choć przez chwilę!

– Nie mam ochoty, a teraz, żegnam pana – wycedziła zbierając swoje rzeczy. Wyszła stamtąd, goniona jego nawołaniami i głupimi przeprosinami. Wściekła, pozwoliła drzwiom zatrzasnąć się tuż za nią, odgradzając ją od tego złego świata, w którym tylko nieliczni byli szczęśliwi, a cała reszta była okłamywała i wodzona za nos obietnicami bez pokrycia.

Wzięła głęboki wdech i rozglądnęła się wkoło. Jeżeli myślała, że pozbyła się swoich kłopotów na jaki czas, to była w błędzie – zrozumiała to, gdy niespodziewanie na jej drodze pojawił się Mikołaj. Rzeczą oczywistą było, że ją zauważy, a nawet do niej zagada.

– Cholera – mruknęła pod nosem blondynka, odwracając głowę w bok, udając, że podziwia wystawy sklepowe. Miała bowiem nadzieję, że Miki zrozumie aluzję i przejdzie obok obojętnie.

– Cześć.

Minęła go, udając, że nic nie słyszała. Miki należał jednak do osób upartych, więc dogonił ją i wyrównał z nią krok.

– Czyli teraz bawimy się za zabawę pt: „Nie znam tego pani, ani ja tego pana”? – spytał całkowicie rozbawiony zaistniałą sytuacją.

Justyna spojrzała na niego przelotnie.

– Czego znów ode mnie chcesz?

– Jesteś dosyć bezpośrednia – zauważył. – Ale ja nie o tym. Chciałem cię tylko gdzieś zaprosić.

Blondynka gwałtownie się zatrzymała, zaciskając mocno zęby.

– Nie jestem zainteresowana.

– Och, doprawdy? Bo ja odnoszę zupełnie inne wrażenie. – Uśmiechnął się złośliwie, nic sobie nie robiąc z piorunujące spojrzenia Justyny, jakim go obdarowała. – Przypomnij sobie jak się zachowywałaś w pracowni tego szurniętego historyka.

– Nijak się zachowywałam – warknęła, czując jak palą ją policzki ze wstydu. – Za dużo sobie wyobrażasz!

– Doprawdy? – Justyna zauważyła błysk w jego oku, który tak dobrze już znała i który nawet polubiła. Otrząsnęła się jednak, przypominając sobie, że właśnie tym błyskiem zazwyczaj Miki zdobywał nad nią władzę.

– Zostaw mnie w spokoju – mruknęła, po czym odeszła w swoją stronę dosyć zamaszystym krokiem.

Mikołaj nie myślał nawet o tym, żeby ją dogonić i dalej denerwować. Wolnym krokiem zacząć podążać za nią, obiecując sobie, że jeszcze dzisiaj ją rozgryzie. Na samą myśl o tym, że w końcu znalazłby jakąś bramę do świata Justyny, poczuł się lepiej.

***

Feliks wciąż nie wypuszczał z objęć Linki, a z jego twarzy nie schodził uśmiech. Po raz kolejny odchylił głowę do tyłu i przyjrzał się zarumienionej twarzy dziewczyny.

– Jeśli cię puszczę to rumieńce znikną z twoich policzków? – spytał, patrząc jej prosto w oczy.

– Pewnie tak – wyszeptała, spuszczając nieśmiało wzrok.

– W takim razie potrzymam cię jeszcze trochę. – Jak na potwierdzenie swoich słów, przyciągnął Linkę mocniej do siebie i wtulił twarz w jej włosy. Wierzyła, że gdyby tylko na chwilę przestał ją obejmować to upadłaby na parkiet z wrażenia – czuła bowiem ogromne pokłady waty w swoich kolanach. Nieznacznie uśmiechnęła się do siebie, czując jak przepełnia ją nieopisane uczucie szczęścia, jakiego jeszcze nigdy nie doświadczyła.

Wszystkie bodźce z zewnątrz uderzyła w Feliksa ze zdwojoną siłą. Do tej pory myślał, że już bardziej szczęśliwy nie mógłby nigdy być, a jednak czuł się maksymalnie szczęśliwy dopiero na parkiecie, na którym przez dobrych parędziesiąt minut przytulał bezbronną Linkę. Nigdy nie miał dziewczyny, ale czuł, że to właśnie szatynka jest tą jedną, jedyną. Nigdy nie podzieliłby się tym spostrzeżeniem z kimkolwiek – jak zwykle wolał pewne sprawy zostawić dla siebie. Czuł jednak, że dzieli ich jeszcze parę tajemnic, których dziewczyna nie kwapi mu się wyjaśniać. Postanowił jednak najpierw zacząć z nią chodzić, sprawiając tym samym, że Linka bardziej mu zaufa i powie mu wszystko bez jakiejkolwiek presji z jego strony.

Zadowolony z siebie, jak i z całej zaistniałej sytuacji, pocałował dziewczynę w policzek, zaciskając mocniej ręce wokół jej talii. Linka była jednak zbyt oszołomiona, ale i również zbyt przerażona, aby zachować się dosyć przewidywalnie. Jej ręce tylko delikatnie były zawieszone na szyi chłopaka, a jej głowa wciąż była odwrócona w bok, ale nawet to nie przeszkodziło Feliksowi w całowaniu jej policzków.

– Linka? – wyszeptał chłopak do jej ucha.

Powoli odwróciła głowę i spojrzała mu w oczy.

– Tak?

– Jak to już z nami jest? Powiesz mi?

„Z nami?” – pomyślała wystraszona, od razu spuszczając wzrok. Tak naprawdę wyobrażała to sobie zupełnie inaczej. Myślała, że to on pierwszy powie jej, ile dla niego znaczy, a nie, że będzie próbował to wyciągnąć od niej.

– Trudno mi to określić – szepnęła.

– A to niby czemu?

– Feliks! – mruknęła żałośnie.

– No już dobrze. – Westchnął zrezygnowany. – Nie jesteś mi obojętna, podobasz mi się i bardzo lubię cię zawstydzać, dokładnie tak jak teraz. Popatrzysz na mnie?

– Ale po co? – spytała, podnosząc na niego wzrok. Jej policzki pokryły się purpurą i z ogromnym trudem wytrzymywała spojrzenie Feliksa.

– Choćby po to – szepnął, a potem niespodziewanie ją pocałował. Pierwsza myśl jaka przyszła mu do głowy brzmiała: „Z pewnością za chwilę mnie odepchnie”, jednak gdy Linka tego nie zrobiła, poczuł coś na kształt szczęścia, które powoli wypełniało go od środka.

Kalina czuła, że nieświadomie spełnia się jej marzenie, ale nie chciała dopuszczać do siebie takiej myśli. Wciąż czuła lęk i chociaż był on irracjonalny, patrząc na to wszystko co się działo między nią a Feliksem, to wciąż nie do końca była przekonana, że chłopak jest zupełnie inny niż wszyscy faceci – jego poprzednicy. Gdy się od niej odsunął, poczuła jedynie ogromną chęć wtulenia się w niego, ale zamiast tego ujęła jego twarz trochę niezgrabnie w swoje dłonie i oddała nieśmiało pocałunek.

– Czyli tak smakuje niebo? – zażartował chłopak, gdy odsuwała się od niego.

– Feliks, no!

– Oj, przepraszam, moja księżniczko … bo mogę się tak teraz do ciebie zwracać, prawda?

Zaśmiała się pod nosem trochę zakłopotana i nieznacznie pokiwała głową na znak zgody.

– Bardzo mnie to cieszy. – Uśmiechnął się do niej rozbrajająco. – Teraz już chyba wiemy jak między nami jest.

Szatynka zarumieniła, chowając twarz w jego bluzie. Marker objął ją jedynie mocniej, całując czule we włosy. Oparł podbródek o jej ramię, marząc, aby ta chwila trwała wiecznie.

***

Zerwał się wiatr, raz na zawsze przeganiając lato, jak i złe wspomnienia w głowie Justyny. Wymazał na parę chwil Darka i wszystkie wydarzenia, które miały z nim coś wspólnego. Blondynka westchnęła ciężko, odpychając od siebie wyrzuty sumienia poplątane ze smutkiem, który co jakiś czas ogarniał ją niespodziewanie. Wiedziała, że wina zawsze leżała i będzie leżeć po stronie tego drania, ale coś cały czas kuło jej serce, jakby przypominając, że go kochała lub nawet wciąż kocha. Sama już nie była pewna, czym jest to uczucie, które żywi do Darka. Kiedyś wierzyła, że to jedynie nienawiść, która zabijała ją od środka, aż doprowadziła do samobójstwa wszystkich pozytywnych odczuć i emocji, które ostatnio ośmieliły się odrodzić, dzięki kolejnemu draniowi, który wtargnął bez pozwolenia w jej życie i wywrócił je do góry nogami. Na samo wspomnienie Mikołaja, coś w Justynie się zagotowała. Ku jej własnemu zaskoczeniu, to nie był nawet gniew, ale nutka fascynacji pomieszana z podziwem.

– Cholera, no! – mruknęła wściekła, przyspieszając kroku, kiedy kolejny mocny podmuch wiatru potargał jej poukładane włosy. Poczuła niewyobrażalną ulgę, gdy zobaczyła szyld jakże dobrze znanego jej klubu. Weszła do „Neptuna” bez zastanowienia, zaciągając się niechcący duszącym zapachem papierosów, potu i alkoholu. Odkaszlnęła cicho, przypominając sobie, że nigdy wcześniej ten zapach jej nie przeszkadzał.

Podszedł do niej wysoki, choć niezbyt umięśniony ochroniarz, uśmiechając się do niej poufale. Justyna zmroziła go wzrokiem, wyjmując pieniądze z kieszeni i bez słowa wpychając je zaskoczonemu ochroniarzowi, a następnie wyjęła mu z dłoni bilet i minęła go. W drodze do baru, ściągnęła z siebie płaszcz. Usiadła na wysokim krześle, kładąc swoje rzeczy na pustym miejscu. Odrzuciła włosy do tyłu i przywołała swoim jednym spojrzeniem barmana.

– Justyna, jak miło cię tutaj znowu widzieć – powiedział chłopak z uwodzicielskim uśmiechem, który nigdy nie działał na dziewczynę, co niezwykle go niepokoiło. – To co zwykle?

– Oczywiście.

– A co tam u ciebie?

– Faceci wchodzą do mojego życia, kiedy tylko zechcą, bez niczyjej zgody, roszcząc sobie prawa do wszystko co nie jest ich własnością i nigdy nie będzie, moja rodzicielka uważa, że wie lepiej i więcej ode mnie, ale tak poza tym wszystko jest w jak najlepszym porządku. – Uśmiechnęła się nieszczerze. – Co słychać u ciebie?

– Chmary pięknych i tych mniej pięknych dziewczyn wciąż mnie otacza, chociaż doskonale wiedzą, do kogo już moje serce należy. – Posłał jej kolejny zalotny uśmiech, nie zapominając o rozbawieniu jakie pojawiło się w jego wyrazie oczu.

Justyna roześmiała się, przekrzywiając głowę w bok.

– Przestań, Tomuś, po prostu przestań. – Spoważniała. – Przecież oboje wiemy, że z tego nic nie będzie, nic a nic.

– Nie spróbowaliśmy nawet, więc na twoim miejscu wstrzymałbym się z oceną.

– Tomuś, wiesz jak jest, wiesz doskonale jaka ja jestem. Naprawdę chcesz się pakować w takie pogmatwane gówno?

– Skomplikowane sprawy od zawsze mnie rajcowały.

Jego rozbrajający uśmiech, wywołał rozbawienie na twarzy blondynki.

– A ja myślałam, że to moja osoba cię rajcuje, wiesz? – szepnęła, nawet nie starając się być uwodzicielską. W oczach Tomka, nawet nie musiała taka być. Bowiem każdy jej uśmiech odbierał jako element flirtu.

– Twoja osoba mnie fascynuje, żeby nie powiedzieć czegoś zupełnie innego – powiedział, stawiając przed nią jej zamówionego drinka.

– Nie czaruj, Tomuś, nie czaruj. – Przytknęła dolną wargę do szklanki, po czym upiła łyk zimnego napoju, nie spuszczając wzroku z barmana. – Uważaj, bo jeszcze uwierzę w twoje gierki.

– A co jeśli to nie są żadne gierki? – zapytał, świdrując ją wzrokiem. – Zresztą, cokolwiek powiesz, to i tak będzie tylko grą słowną z twojej strony, więc z pewnością sama o wiele więcej wiesz na temat moich beznadziejnych podrywów. – Uśmiechnął się złośliwie.

– Mam nadzieję, że nie uraziłam twojego ego.

– A jeśli powiedziałbym, że uraziłaś, to dałabyś się wyciągnąć do kina czy gdzieś?

– Tomuś, przecież wiesz, jak brzmi moja odpowiedź.

Justyna, widząc prawdziwy zawód na twarzy chłopaka, bez ułamek sekundy poczuła wyrzuty sumienia. Znikły one jednak, gdy zauważyła, że barman najzwyczajniej w świecie spróbował zagrać na jej dobrym sercu, którego wcale nie miała. Uśmiechnęła się jedynie przepraszająco.

– Czyżby nowa taktyka?

Zaśmiał się cicho.

– Zawsze mnie przejrzysz, ale tak na serio, to ja wcale nie żartowałem z tą propozycją.

– Tomek, przecież wiesz …

– Tak, tak, wiem – mruknął zniecierpliwiony. – Szukasz swojego księcia z bajki, tylko chyba sama wiesz, że taki nie istnieje.

– No wiem, ale co to ma wspólnego z twoją propozycją?

– Wciąż liczę, że choć raz zrobisz dla mnie wyjątek. Nawet sobie nie wyobrażasz, ile potrafię się od ciebie nauczyć. – Puścił do niej perskie oczko.

Blondynka już chciała ponownie mu odmówić, ale ledwo otworzyła usta, ktoś inny wtrącił się do ich rozmowy.

– Koleś, nie licz na nic. Ona jest zbyt dumna i pewnie za chwilę ci powie, że zna wielu facetów takich jak ty i że niczym się od nich nie różnisz.

– Mikołaj, mogę wiedzieć, co ty tutaj, do cholery jasnej, robisz? – spytała zimno Justyna, nawet nie patrząc w jego stronę. Upiła kolejny łyk swojego drinka i spojrzała na zdezorientowanego Tomka.

– Lepiej będzie jak was zostawię samych – powiedział barman i oddalił się, podrzucając szklanką w powietrzu.

Justyna westchnęła ciężko, opierając łokcie o krawędź blatu. Obróciła głowę w stronę Mikołaja i przyjrzała mu się uważnie.

– Śledziłeś mnie? – spytała znudzona.

– Doprawdy, myślisz, że nie mam innych, ciekawszych rzeczy do roboty, tylko śledzenie takiej zgorzkniałej jędzy jak ty?

– Znowu jestem jędzą, tak?

– Myślałaś, że dam się nabrać na ten numer z lękiem wysokości? Po prostu mogłaś powiedzieć, że chcesz, abym cię trochę poprzytulał, pocałował i tak dalej. Nie miałbym raczej nic przeciwko.

– Jesteś dupkiem – wycedziła, podnosząc się ze swojego miejsca.

– Nie tak szybko. – Mikołaj złapał ją za łokieć i posadził z powrotem na krześle. – Nie pomyślałaś, że może żartuję?

Justyna wciągnęła ze świstem powietrze do płuc, nie potrafiąc uwierzyć w kretynizm chłopaka. Zmroziła go wzrokiem, czując jak same jadowite słowa pchają się jej do ust. Wydała z siebie coś na kształt warknięcia, po czym odepchnęła go od siebie.

– Zjeżdżaj stąd i nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy.

– Dobra, ale najpierw podarujesz mi jeden taniec.

– Chyba się nie rozumiemy. Dałam ci chyba jasno do zrozumienia, że nie zamierzam mieć z tobą nic wspólnego, ty nadęty, zadufany w sobie prostaku!

– Nieładnie to tak wywyższać się ponad innych, kochana. Wiem, wiem, bycie hipokrytką niezwykle cię dowartościowuje, ale musisz uwierzyć, że to nie robi na mnie żadnego wrażenia.

– Normalnie cię uduszę, jeszcze jedno słowo! – zagroziła mu, zabijając go wzrokiem.

– Wiesz co? Ja może na chwilę zostawię cię samą. Musisz się uspokoić, bo wręcz czuję, jak cała drżysz od niepotrzebnego gniewu. Sama sobie zawiniłaś, kochana. – Odszedł, zanim zdążyła wylać na niego swój drink. Gdy znikł jej z oczu, wypiła go od razu. Bez zastanowienia zawołała Tomka.

– Daj mi coś mocniejszego, najlepiej razy dwa, bo normalnie zaraz dokonam tutaj mordu!

– Spokojnie, Justyna, przecież temu kolesiowi oto, aby cię wyprowadzić z równowagi. – Poddał jej kolejnego drinka, tym razem w zupełnie innym kolorze. – Myślałem, że naprawdę masz taki ostry charakter, ale widzę, że przy niektórych facetach wymiękasz.

Blondynka opróżniła kolejną szklankę, po czym spojrzała zaskoczona na Tomka.

– Słucham? Wymiękłam przy tym kretynie? Tomek, miej choć troszkę wyobraźni! Przecież z niego taki drań, że za każdym razem … prawie za każdym, mam ochotę go zabić.

– No właśnie, prawie za każdym. Czyli tylko taka droga do twojego serca?

Zmroziła go wzrokiem i opróżniła kolejną, trzecią już szklankę.

– Jeśli to nie pomoże, to po prostu strzelę sobie albo jemu w łeb i będzie po sprawie – mruknęła, obracając się na krześle.

– Szykujesz kontratak? Uważaj, żebyś się tylko nie zagalopowała, bo widzisz, masz do tego faceta cholerną słabość, a on to może po prostu wykorzystać.

Rzuciła ostatnie lodowate spojrzenie w stronę chłopaka, po czym odwróciła głowę, szukając wzrokiem Mikołaja. Czuła z każdą kolejną minutą, jak jej ciało robi się niesamowicie lekkie, ale to nie była jedyna rzecz, którą wyczuła, ponieważ znalazła w sobie niewykorzystane dotąd pokłady odwagi, które zamierzała wykorzystać właśnie tego wieczoru. Mikiego zobaczyła w towarzystwie jakiejś brunetki. Z daleka widać było, że oboje się do siebie mizdrzą.

„Jeszcze pożałujesz” – obiecała w myślach, zeskakując z krzesła, aby później pewnym krokiem iść w stronę przystojnego szatyna, tańczącego samotnie parę metrów od blondyna i jego nowej dziewczyny.

***

Zmęczona matematyką Maja, pocierała swój kark dłonią, czując, że kolejne zadanie, które czekało na rozwiązanie, dobije ją całkowicie. Popatrzyła przelotnie na Karola, który czytał jedną z jej książek. Przygryzła dolną wargę, zastanawiając się, co by się działo na randce, gdyby oczywiście chłopak ją zaprosił. Nie opuszczało ją bowiem wrażenie, że brunet jest strasznie sztywny i niezdolny do jakiejkolwiek świetnej zabawy.

Karol czując na sobie wzrok dziewczyny, podniósł głowę z nad książki i spojrzał na nią.

– Skończyłaś?

– Nie, ale mam już dość na dzisiaj tej matmy, chociaż nie, mam jej dość już do końca życia.

Roześmiali się oboje.

– W takim razie, koniec na dzisiaj – powiedział chłopak, odkładając książkę na półkę. Wstał i gdy już chciał się z nią pożegnać i pójść do domu, zauważył, że Maja również wstała i wolnym krokiem podeszła do niego.

– Już idziesz? Przecież powinnam ci się zrewanżować za to całe siedzenie tutaj ze mną i próbowanie wbicia mi do głowy tej całej chorej matematyki, prawda?

– Maja, nic od ciebie nie chcę.

– A czy ja coś mówiłam o dawaniu? Lubisz filmy, prawda?

– Oczywiście, zresztą jak każdy.

– W takim razie, pooglądamy teraz film.

Maja odwróciła się do niego plecami i usiadła na łóżku, chwytając pilot. Popatrzyła znacząco na Karola, który z ociąganiem zajął miejsce obok niej i próbował za wszelką cenę zignorować to napięcie, które się wytworzyło między ich ciałami. Spojrzał na profil dziewczyny i wprost nie mógł oderwać od niego wzroku.

– Komedia, romans czy może akcja lub horror? – spytała, skacząc z kanału na kanał.

Nie miał innego wyboru, musiał odrzucić romans z przyczyn oczywistych. To samo zrobił z filmem akcji – przecież zdawał sobie sprawę z tego, że dziewczyny nie lubią rozlewów krwi i strzelanin. Horror to również nie było to, co mogli oglądać, nie chciał bowiem, aby Maja niechcąco się do niego przytuliła. Pozostała komedia, która była dosyć neutralna – patrząc z perspektywy Karola, który nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek takową oglądał.

– Potrzebujemy rozrywki, a więc komedia.

– Mówisz, masz – powiedziała blondynka z delikatnym uśmiechem, włączając odpowiedni kanał.

Przez większą połowę filmu, oboje parskali co chwilę śmiechem. Karol dumny z siebie, świetnie się bawił, mogąc go jakiś czas skomentować poziom inteligencji i kretynizmu głównego bohatera, ponieważ chwilę później Maja delikatnie popychała go, śmiejąc się w głos. Blondynka widząc jednak, że na ekranie akcja zaczyna się kierować w innym kierunku niż zamierzonym na samym początku, spojrzała z obawą na Karola, który nie ukrywał zaskoczenia, jak i lekkiego zdenerwowania. W momencie, gdy główni bohaterowie się pocałowali, Maja uporczywie wpatrywała się w ekran, udając, że ją to kompletnie nie rusza, zaś Karol odwrócił głowę w przeciwną stronę, próbując złapać oddech.

„Mogliśmy jednak wybrać horror” – pomyśleli oboje, czując dyskomfort sytuacji.

– To jest wręcz obrzydliwe, popatrz jak oni się ślinią! – Jak na potwierdzenie własnych słów, Maja wzdrygnęła się, chociaż tak naprawdę poczuła niewytłumaczalną ochotę pocałować Karola.

– To pewnie komedia dla desperatek, jak i desperatów, aby mogli na kilkadziesiąt minut przestać się martwić samotnością i zrozumieć, że i na nich ktoś tam czeka, ktoś idealny – wyszeptał brunet, nawet nie zdając sobie sprawy, że to on właśnie jest tym desperatem.

Zaskoczona Maja, obróciła głowę i spojrzała na niego.

– Chyba nie czujesz się jak desperat?

– Nie, wręcz przeciwnie. W końcu zaczynam ich rozumieć. – Uśmiechnął się rozbrajająco, doprowadzając dziewczynę do niepohamowanego wybuchu śmiechu.

– Czyli nie jesteś samotny? – spytała, czując jak dobry nastrój mija, gdy zdała sobie sprawę z sensu wypowiedzianych przez niego słów.

– Zależy jak rozumiesz słowo „samotność”, bo ja je rozumiem tak, że osoba samotna może być nie tylko wtedy, gdy nie ma żadnego partnera życiowego, ale również wtedy, kiedy czuje, że nie pasuje do towarzystwa, w którym przebywa.

– W takim razie, do której grupy się zaliczasz?

Ich spojrzenia się spotkały. Karol tak bardzo chciał powiedzieć jej prawdę – tak bardzo pragnął, aby zrozumiała, że on jest samotny wśród wszystkich ludzi z całego świata. Jedyną rzeczą, jaka mu się w tym momencie marzyła, to aby Maja zrozumiała go, widząc jednak jej minę, wiedział już, że póki co ona nic nie rozumie z jego gadaniny.

– Co, jeśli nie chcę odpowiedzieć na takie pytanie?

Maja uśmiechnęła się wyrozumiale.

– Nie jesteś typem faceta, który chwali się swoją zdobyczą, sprawiasz w ogóle bardzo pozytywne wrażenie, więc sądzę, że twoja dziewczyna musi być również taka w porządku jak ty.

– Gdybym miał dziewczynę, pewnie właśnie taka by była. – Karol uśmiechnął się z przymusem, obracając głowę w stronę telewizora.

Blondynce zrobiło się go żal, chociaż tak naprawdę ucieszyła się z tej odpowiedzi. Przez myśl jednak przeszło jej, że być może nieszczęśliwie się zakochał, ale przecież nie wyglądał na takiego, więc szybko odepchnęła tą okropną myśl. Uśmiechnęła się do niego pocieszająco, nieświadomie przysuwając się do niego.

– Znajdziesz tą dziewczynę, a może już znalazłeś, tylko jeszcze nie zdajesz sobie z tego sprawy – powiedziała, podnosząc dłoń do jego policzka. W ostatniej chwili się opamiętała i położyła ją mu na ramieniu. – Hej, głowa do góry!

– Wybacz, ale skoro już jesteśmy przy temacie, to jak jest z tobą? Samotna w tłumie czy w życiu osobistym?

– Chciałabym móc powiedzieć, że nigdy nie jestem samotna, ale nie potrafię. Nawet w tłumie jestem sama, chociaż mam wspaniałe przyjaciółki i wielu znajomych. – Maja poruszyła się niespokojnie. – Bo widzisz, życie jest przewrotne, według wielu ludzi, nie powinniśmy się przyzwyczajać do pewnych rzeczy i osób, które pojawiają się w naszym życiu, czasami, aby pomóc, pocieszyć, zadać ból lub uszczęśliwić. Powinniśmy być zawsze przygotowani na najgorsze. – Westchnęła ciężko. – Tak chyba brzmi definicja optymisty.

Chłopak uśmiechnął się niemrawo, delikatnie ściągając dłoń Mai ze swojego ramienia, aby po chwili zamknąć ją w swoich dłoniach.

– Raczej realisty. Optymista raczej twierdzi, że wszystko co dobre kiedyś się kończy, aby coś zupełnie innego mogło mieć swój początek.

Blondynka uśmiechnęła się.

– No tak, zapomniałabym, geniuszem jesteś ty, nie ja.

– Chciałbym – mruknął, cicho się śmiejąc. Spoważniał, gdy zdał sobie sprawę, że wciąż trzyma dłoń dziewczyny i jej to jakoś niespecjalnie przeszkadza. – Wiesz, jesteś bardzo miła, uczynna, ale …

Maja przestraszyła się tych słów. Gdy tylko chłopak zamilkł, poczuła jak nerwy wręcz skręcają jej żołądek. Zaschło jej w ustach, a w oczach pojawił się niechciany smutek.

– Ale? – drążyła, chociaż chętnie uciekłaby stamtąd, byleby tylko nie usłyszeć odpowiedzi.

– Ale nie powinnaś być taka dla mnie, wiesz? Sądzę, że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego, a nasi wspólni przyjaciele i ta okropna matma, zmusili cię do zakumulowania się z kimś, kto jest taki sztywny i obciachowy, jak ja.

Ku zaskoczeniu obojga, dziewczyna się roześmiała tak, jakby ktoś jej opowiedział, naprawdę świetny żart. Śmiała się tak długo, aż w końcu napotkała zdezorientowane, jak i zbolałe spojrzenie Karola. Uwolniła swoją dłoń z ucisku, po czym ujęła jego twarz w swoje dłonie i spojrzała mu w oczy.

– Kolego, chyba za mało doceniasz siebie, jak i własne umiejętności, wiesz? Nie przyszło ci w ogóle do głowy, że potrafisz oczarować dziewczynę będąc sobą w stu procentach? Widziałeś się kiedyś w lustrze? Uśmiechałeś się kiedykolwiek do własnego odbicia?

– Nie?

– To bardzo, ale to bardzo źle. Nic jednak straconego, bo zrobisz to właśnie teraz.

– Słucham? – zapytał zszokowany Karol.

– Tak, to co słyszałeś! – powiedziała stanowczo Maja, odrywając swoje dłonie od twarzy chłopaka. Zeskoczyła z łóżka i obeszła je, aby podejść do lustra i położyć ręce na biodrach.

– Czyżbyś czekał na specjalne zaproszenie?

Z ogromnym ociąganiem Karol podniósł się z łóżka i podszedł do dziewczyny. Gdy chciał się odezwać, ta go skarciła spojrzenie, po czym używając siły, obróciła go w stronę lustra. Stanęła za nim na palcach, opierając podbródek o jego ramię i uśmiechała się do własnego odbicia. Ignorowała jak mogła świadomość, że stoi obok chłopaka, który się jej strasznie podoba.

– I co widzisz, geniuszu?

 

4 uwagi do wpisu “Rozdział 21

Dodaj komentarz