Rozdział 24

Maja i Kalina nie odzywały się zbytnio do siebie, co z pewnością miało jakiś związek z wyjątkowo napiętym dniem. Obydwie siedziały na każdej przerwie pod ścianą i wkuwały materiał, który powinny były opanować w domu – w końcu miały na to cały weekend. Od czasu do czasu, spojrzały na siebie i zamieniały parę zdań, które były związane z nauką – wymieniały się po prostu informacjami, co bardzo ułatwiało im dalszą naukę. I chociaż wiedziały, że wisi między nimi parę spraw, o których musiały prędzej czy później porozmawiać, wolały zanurzyć głowy w książki i zeszyty, udając, że nauka jest ważniejsza.

Ile razy jednak tak nie było?

Zawsze.

A więc co się zmieniło?

Blondynka wierciła się na krześle, albo kilka razy zmieniła pozycję siedzenia pod ścianą. Była podekscytowana, a jednocześnie zaniepokojona tym, co mogłaby usłyszeć od swojej przyjaciółki. Bała się bowiem, że Linka będzie miała takie samo zdanie jak Justyna. Nie była więc pewna, czy w ogóle powinna poruszać ten temat. Ukradkiem przyjrzała się przyjaciółce, przygryzając wargi. Po głowie wciąż chodziła jej jedna myśl: „Ona jest moją przyjaciółką, a przyjaciołom mówi się wszystko”. Jednakże nie zrobiła nic, aby jej myślenie stało się najprawdziwszą prawdą.

Kalina czuła na sobie spojrzenia Mai i wiedziała, że to na pewno ma związek z Karolem. Bała się, że coś mogło pójść nie po myśli blondynki, albo, że ta po prostu wpadła po uszy, choć nie powinna, bo przecież ten kujon nie był partią dla niej.

A może się po prostu myliła?

Przyjrzała się blondynce, ale nic nadzwyczajnego nie dostrzegła w jej wyrazie twarzy. Oprócz skupienia, nie gościło na niej nic niepokojącego. Próbowała więc sobie wmówić, że jej własne myślenie jest błędne i między Mają a Karolem nic nie ma. Nic. Totalnie nic.

Poczuła jednak dziwny skurcz w żołądku, gdy niespodziewanie blondynka na nią spojrzała.

A co, jeśli coś między nimi jest?

Prawie pokłóciła się oto z Feliksem, a teraz nagle miało się okazać, że ona nie ma racji? Że tych dwojga jest dla siebie stworzonych? I prawdą jest, że przeciwieństwa się przyciągają? A na dodatek, że mimo wszystko, zamiast kręcić nosem, powinna się cieszyć ich szczęściem?

Westchnęła ciężko, wybijając sobie z głowy absurdalne myśli, bo przecież nigdy się nie myliła.

Maja nie była dla Karola. Karol nie był dla Mai. Koniec i kropka.

Szkoda tylko, że jej przyjaciółka myślała wręcz odwrotnie i w myślach nazywała bruneta swoim księciem z bajki, który różnił się od wszystkich innych facetów. Był opiekuńczy, miły, nawet trochę romantyczny. Miał łagodne spojrzenie i głębokie oczy. Przewyższał ją wzrostem i nie był chucherkiem. Uwielbiał piłkę nożną, był świetnym uczniem, a co najważniejsze był uosobieniem samych zalet.

Czego mogła chcieć więcej?

– Majka?

Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała na szatynkę.

– Tak?

– Robiłaś coś ciekawego wczoraj wieczorem? – zapytała Linka ze wzrokiem wbitym w zeszyt z geografii.

– Dlaczego pytasz?

– Nie umiałam się do ciebie dodzwonić. W sumie, do Justyny też. Miałaś z nią jakiś kontakt?

– Rozmawiałam z nią dzisiaj rano i powiem tyle: nie jest dobrze.

– Niech zgadnę – zastanowiła się teatralnie Kalina. – Mikołaj jest w to zamieszany.

– Niestety tak.

– Dlaczego on nie może sobie odpuścić? Justyna nie jest taka, jak myśli, chyba, że się mylę. Jednak na co on to wszystko robi. Po co ją tak dręczy, mami. Ma w tym jakiś swój interes?

– Nie wiem, ale coraz mniej mi się ta ich znajomość podoba. Chociażby ze względu na Karola. – Maja za późno ugryzła się w język i jedynie ze strachem w oczach popatrzyła na przyjaciółkę, która była co najmniej zaskoczona. – Raczej, chodzi mi po prostu o ich przyjaźń – powiedziała szybko.

– A co ma do Justyny przyjaźń tych dwojga? Bo nie rozumiem.

Blondynka zaśmiała się nerwowo.

– Nie wiem sama, to chyba przez tą geografię mózg mi się już lasuje i wygaduję takie głupoty!

Linka nie była jednak taka głupia, przyjrzała się uważnie przyjaciółce, mając jedynie złe przeczucia. Wiedziała, że Maja bez powodu nie wspominałaby o Karolu. Ale co miałby mieć z tym wszystkim wspólnego ten geniusz? Przecież on i Justyna nawet nie rozmawiali!

– Maja, czy ty zakochałaś się w Karolu?

– Nie. Jasne, że nie. Żartujesz sobie? Ja i on? To wprost niedorzeczne! – mówiła szybko. – W ogóle skąd przyszło ci do głowy, że ja … i on? To był żart. Musiałaś żartować, prawda?!

– A jednak – mruknęła Kalina, nawet nie udając zadowolonej. – Zastanowiłaś się chociaż nad tą znajomością? Poznałaś Karola? Tak od A do Z?

– Przecież ci powiedziałam, że nie zakochałam się w nim.

– Kłamiesz.

– Nawet gdyby, to chyba znasz powód? – burknęła Maja, wlepiając wzrok w zeszyt.

– Powód?

– Gdy dzisiaj rano wspomniałam Justynie o Karolu, to o mały włos, a eksplodowałaby. Stwierdziła, że nie pasujemy do siebie. Na dodatek porównała go do Mikołaja. Była strasznie zła, że ta znajomość zmieniła nieco kierunek.

– A dziwisz się? – zapytała chłodno Linka. – Rozmawiałam o tym dzisiaj z Feliksem i chociaż on twierdzi, że Karol jest w porządku i cię nie skrzywdzi, i tak dalej, to ja w to nie wierzę. Bóg jeden wie, jaki naprawdę on jest, a ty go wcale nie znasz. Żadna z nas go nie zna.

– I w tym tkwi wasz problem. Nie znacie go!

– Ty też nie.

– Nic nie wiesz.

– To może mi powiedz o czym rozmawiacie, bo chyba matematyka stanowi wasz jedyny temat, o którym możecie porozmawiać.

Maja z hukiem zamknęła zeszyt i książkę, po czym wrzuciła wszystko byle jak do swojej torby. Nim Linka zdążyła zareagować, Maja zbiegła po schodach na parter, zostawiając ją w totalnym osłupieniu. Nie przypuszczała bowiem, że blondynka będzie tak broniła Karola i na dodatek, tak mocno się w nim zauroczy.

Westchnęła ciężko, po czym oparła się plecami o ścianę, zamykając zeszyt.

Powoli zaczęła żałować swoich słów, bo przecież jej przyjaciółki mogły równie dobrze, opowiadać jej takie rzeczy o Feliksie – i z pewnością postąpiłaby tak jak Maja.

***

Feliks, Mikołaj i Karol siedzieli przed salą gimnastyczną – rozprawiając o najbliższym meczu, który tak niespodziewanie został zorganizowany i który był jedną z niewielu szans – jakie mieli – na odbudowanie reputacji klubu. Sobota miała zostać ich Dniem Sądu Ostatecznego. Musieli wszystko postawić na jedną kartę, chociaż zżerał ich niepokój, bo przecież nie było już odwrotu.

Każdy z nich przypomniał te okresy z działania klubu, które przynosiły mu najwięcej chwały i uznania. Chłopcy pamiętali doskonale te wszystkie treningi, które – niezależnie od pogody – sprawiały im dużo frajdy. Kolejno uśmiechali się do swoich wspomnień, starając się je zatrzymać jak najdłużej. I nigdy nie pozwolić odejść.

– Mam nadzieję, że teraz już będzie tylko lepiej, a każdy mecz zakończy się naszym zwycięstwem – powiedział z nadzieją Feliks.

– Mamy przed sobą ciężki rok – westchnął Mikołaj. – Nie dość, że musimy ratować swój klub i trenować częściej niż rok temu, to na dodatek wrzucili nam tą głupią maturę i multum sprawdzianów, kartkówek i innych pierdół. Czy oni nie rozumieją, że nam potrzebne jest sprawne ciało i umysł?!

– Przesadzasz – mruknął Karol, wciąż pogrążony w swoich myślach. – To tylko kolejny rok, taki sam jak poprzedni, tylko z bonusem, jakim jest matura, które nie wolno się bać. To tylko większy sprawdzian, który zaliczysz tylko wtedy, jeśli będziesz logicznie myślał.

– Odezwał się mądrala – powiedział z zazdrością blondyn. – I tak zdasz najlepiej z całej szkoły, więc nie masz się czym martwić. Nie to co ja i Feliks.

– Przesadzasz! Matura nie jest trudna do zdania.

– Och, doprawdy? Przekonamy się w listopadzie!

– Dajcie już spokój – mruknął znudzony Feliks. – Na razie musimy bardziej przejmować się treningami, inaczej wiosną nie będziemy mieli gdzie ich robić.

– A ty masz jeszcze w głowie Linkę – dodał Mikołaj, mierząc go zazdrosnym spojrzeniem.

– Mógłbyś mieć Justynę.

– Chciałem ją. Nawet dzisiaj rano, byłem w stanie być z nią, bez względu na wszystko. Chyba mi odbiło, ale niestety tak było.

Karol i Marker z wrażenia otworzyli szeroko oczy i przyglądali się przyjacielowi z niedowierzaniem, bo oto największy łamacz serc chciał być z kimś, a to znaczyło, że w końcu coś poczuł. Z pewnością było to coś skomplikowanego, ale na tyle silnego, że nie dało się przezwyciężyć.

– Czy ty …

– Jasne, że nie – obruszył się blondyn. – Po prostu podoba mi się. To chyba nie grzech?

– Tobie podoba się średnio 100 dziewczyn na miesiąc, więc to na pewno nie tylko oto chodzi – mruknął Feliks. – Zależy ci na niej.

– Oj tam, od razu zależy. – Mikołaj wzruszył ramionami, chociaż w myślach musiał przyznać przyjacielowi rację. Póki co, wolał jednak przed nimi ukryć parę istotnych faktów, w tym swoje własne uczucia. Musiałam bowiem najpierw uporać się z ogromnym oporem Justyny, a na dodatek z jej humorami. – Zresztą zobaczymy jak to wszystko się potoczy.

– A jak tam z Mają sprawy się mają? – zainteresował się Feliks.

Blondyn zakrztusił się i spojrzał na swojego przyjaciela jak na wariata.

– Przecież z nią już wszystko skończone!

– To było pytanie do Karola.

Tym razem Mikołaj wlepił oczy w swojego przyjaciela w taki sposób, że Feliks i Karol parsknęli śmiechem i długo nie potrafili się uspokoić.

– Widzę, że jestem sto lat za murzynami – mruknął niezadowolony blondyn. – Jak to jest, że wy zawsze wszystko wiecie, a ja nic?

– Ja też nic nie wiedziałem o tobie i Justynie – obruszył się brunet. – Tylko tak mniej więcej wiem co jest między Feliksem a Linką. A właśnie, wy jesteście już razem?

– Tak.

– To było do przewidzenia – mruknął Mikołaj. – Od samego początku oczywiście.

Marker wywrócił jedynie oczami, przypominając sobie, że na samym początku to Linka go totalnie olewała. Była lub udawała niedostępną i nie podobało się jej, że zwraca na nią aż tyle uwagi. Miki był wtedy pochłonięty owijaniem sobie wokół palca biednej Mai i tak naprawdę nie mógł wiedzieć tego, co wiedział sam Feliks.

A teraz Linka była z nim. Stała się jego dziewczyną. Pozwalała się przytulać, całować, prawić komplementy, od których jej policzki pokrywały się uroczymi rumieńcami. Była nieśmiała, a jednocześnie w taki słodki sposób uparta. Była taka, jak chciał aby była.

– Pewnie teraz myślałeś o niej – rzucił drwiąco Mikołaj.

– A ty nie myślisz o Justynie? Nie towarzyszy ci w myślach na każdym kroku? Nie wkurza cię, gdy jakiś inny chłopak się za nią obejrzy lub po prostu na nią spojrzy?

Blondyn aż zbyt dobrze znał to, o czym mówił Feliks. Nie raz, nie dwa, był o tą dziewczynę do tego stopnia zazdrosny, że robił rzeczy, o których nigdy nawet nie pomyślał. Był przekonany, że ma jakieś prawa co do tej blondynki, ale im bardziej ją poznawał, tym bardziej dochodziło do niego, że ona jest jeszcze dla niego nieosiągalna.

I to mu się bardzo nie podobało.

– Ja i Justyna to zupełnie inna kategoria. Nam do szczęścia nie potrzeba romantycznych wieczorów pod gołym niebem, nieśmiałych spojrzeń i pocałunków. Jesteśmy konkretni w tej kwestii.

– Nie wypowiadaj się za nią, bo nie znasz jej aż tak dobrze – poradził Karol. – Do czego chcesz ograniczyć waszą znajomość? Do czterech ścian i łóżka?

Mikołaj poczuł się urażony, ale nie mógł zaprzeczyć, bo przecież każda jego znajomość z dziewczyną tak wyglądała. One jednak miały pecha, bo się w nim zadurzyły, a on w nich nie. Czuł jedynie nudę i chęć wyrwania się z takich pokrętnych związków. I oto pojawiła się Justyna – zupełnie inna niż one, która kazała o siebie walczyć. Gdyby nigdy jej nie poznał i ktoś by mu wmówił, że taką kiedyś spotka, to pewnie wybuchłby mu śmiechem w twarz.

– Zostawcie mnie już w spokoju. Sam sobie poradzę z Justyną. Karol, lepiej powiedz, jak to jest między tobą a tą całą rudą blondynką.

– Dość normalnie, chociaż nie. Wszystko przybrało dziwny obrót.

– Niby dlaczego? – zapytał Feliks. – Nie jesteś jej chyba obojętny?

– Nie wiem jak mam rozumieć nasza poranną rozmowę, kiedy powiedziała mi, że przy was, jak i przy jej przyjaciółkach nie mamy udawać czegoś, czego nie ma. Z pewnością odnosi się to do wczorajszego całowania się na pożegnanie, ale nie wzbraniała się.

– Całowałeś się z nią? – spytał zdumiony Mikołaj. – Przestraszyła się i tyle, dlatego powiedziała ci dzisiaj rano coś takiego.

– Ale wytłumaczyłem jej, jak to wygląda z mojej strony. Widocznie mi nie wierzy.

– To porozmawiajcie – powiedział Marker. – Rozmowa powinna rozwiać wątpliwości i pozwolić ci stanąć na pewnym gruncie.

– A co, jeśli będzie odwrotnie?

Pytanie bruneta zawisło w powietrzu, ponieważ żaden z nich nie chciał an nie odpowiedzieć, chociażby ze względu na to, aby niczego nie wykrakać. Miłość się z ludźmi nie bawi i robi z nimi, co chce. Mogła przecież równie dobrze kazać mu cierpieć, za powód podając jego zuchwałość. Bo kto by śmiał twierdzić, że miłość jest wyłącznie jego i tylko on, może kierować uczuciami tak, jak zechce.

Kochał Maję, ale teraz wszystko zależy od niej, bo on już swoje zrobił.

***

Maja siedziała na ziemi we wnęce pod schodami. Z podkulonymi nogami, wypatrywała ukradkiem wśród uczniów sylwetkę Karola. Żałowała, że powiedziała, aby udawali przed przyjaciółmi, że nic między nimi nie ma. Bała się, że chłopak wziął to sobie za bardzo do serca – przecież cały dzień jej unikał. Nie chciała bowiem dopuścić do siebie myśli, że tak naprawdę to ona uciekała przed nim, zdając sobie sprawę, że gdyby wpadła na niego, to byłaby w stanie udawać, że go nie zna.

Napisała mu szybko smsa, kiedy ogarnęła ją większa fala paniki. Liczyła w myślach powoli do stu, ale nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło i gdy już chciała wstać, zobaczyła Karola wślizgującego się niepostrzeżenie do wnęki.

– Cześć – powiedziała zdenerwowana, obejmując nogi ramionami. – Myślałam, że nie przyjdziesz.

– Też tak myślałem. – Usiadł naprzeciw niej. – Miałem spotkanie przed olimpiadą.

– Aha. – Spuściła wzrok ze strachu, że za chwilę cała ta rzeczywistość pryśnie jak bańka mydlana. – I jak idą ci do niej przygotowania?

– To nie o tym mieliśmy rozmawiać.

– Karol, ja … chciałam cię przeprosić za rano. Nie wiem dlaczego wygadywałam takie bzdury. Może to przez to, że … zbyt do serca biorę sobie zdanie innych.

– Nie obchodzi mnie zdanie innych. Jeśli oni twierdzą, że nie pasujemy do siebie, to widocznie się mylą.

Blondynka spojrzała na niego nieśmiało.

– Ale jak ty to sobie wyobrażasz? Nawet Linka jest przeciwko, już nie mówiąc o samej Justynie.

– Feliks i Mikołaj za to mnie zrozumieli. I będą trzymali zawsze moją stronę, niezależnie od sytuacji.

– One mnie też rozumieją. Po prostu obawiają się tego, co będzie dalej. Możesz mnie przecież potraktować tak, jak Mikołaj. Możesz w każdej chwili zostawić przez brak czasu. Mogę być mniej ważna niż twoje olimpiady i piłka nożna.

– A ty możesz spotkać przystojniejszego i mądrzejszego faceta, który będzie nosił cię na rękach, woził wszędzie swoją limuzyną, zabierał do najdroższych restauracji i zagranicę. – Westchnął ciężko. – I jeśli chcesz, możemy tak gdybać w nieskończoność, a nuż któremuś z nas uda się trafić.

– Przepraszam, nie powinnam była.

– Nie powiem, że nie szkodzi, bo przecież mi nie ufasz.

– To nie tak …

– Naprawdę? – Świdrował ją spojrzeniem. – Pocałowałem cię, powiedziałem, że jesteś najśliczniejsza, a potem nagle usłyszałem, że rzekomo tego mówić nie chciałem i to wszystko było pomyłką.

– Nie chciałam w to uwierzyć. Jesteś lepszy ode mnie. We wszystkim.

– Nieprawda. – Przysunął się do niej bliżej. – Chcę jedynie, abyś pozwoliła się pokochać. – Pogłaskał pieszczotliwie jej policzek, patrząc jej prosto w oczy. – Tylko tego chcę.

Pocałował ją.

I nikt nie przypuszczałby, że w takim człowieku jak on, zajdzie tak wielka zmiana. Nagle, stracił dla dziewczynę głowę i całe życie przestało mu się podobać. Postanowiłam coś w nim zmienić. Tylko, czy te zmiany będą dobre? Czy życie mu się nie pokomplikuje? Czy ktoś przypadkiem nie zacznie dla niego znaczyć zbyt wiele … do tego stopnia, że nagle będzie musiał poważnie zastanowić się nad swoją przyszłością?

Maja nieśmiało splotła ręce na karku chłopaka i przyciągnęła go do siebie.

Poczuła się szczęśliwa, ale bała się, że to będzie tylko jednorazowe uczucie, które nagle zniknie, pozostawiając za sobą pustkę. Bo kim był Karol? Mógł odejść. Zostawić ją, sugerując się ogromną karierą – jaka z pewnością na niego czekała w przyszłości. Czy potrzebować będzie kogoś takiego jak ona? Czy ona w ogóle będzie mu do czegoś potrzebna?

Nie było jednak już wyjścia. Pytania, które ją przerażały mogły jedynie zawisnąć w powietrzu na wieczność, bo przecież każdy z nich już wybrał drogę.

Nie znaczy to jednak, że są one właściwe.

***

Justyna snuła się po korytarzu bez wyraźnego celu. Ukradkiem przyglądała się uczniom, którzy zatopieni we własnych myślach, uśmiechali się, krzyczeli, wyzywali, wygłupiali, strugali durniów. To wszystko było dla niej obce, bo ona była obcą. Nigdy nie wchodziła między takie towarzystwo, a co za tym idzie, nigdy nie przyjmowała od nich zaproszeń. Myślała, że obecność zajebistego chłopaka – takie idealnego księcia z bajki na białym koniu – w połączeniu z pieniędzmi, da jej wszystko, czego pragnie, a na dodatek, spełni jej wszystkie marzenia.

Ale jej marzenia wciąż były nietknięte, a ona sama bała się już marzyć, bo doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że czasami prosi o rzeczy, o które nie powinna.

Przypomniała sobie poranną rozmowę z Mikołajem.

Nie była na siebie zła za to, że pozwoliła mu się pocałować, ani za to, że go później odtrąciła. Odczuwała jedynie żal, że w jej życiu wszystko tak szybko się kończy. Zaczęła nawet myśleć, że nie potrafi już nikogo darzyć jakimkolwiek uczuciem, co dopiero mówić o kochaniu. Niewielkie jej część chciała odnaleźć Mikołaja i powiedzieć mu z uśmiechem „Spróbujmy”. Justyna jednak wiedziała, że nigdy tego nie zrobi, pozwalając mu zapomnieć.

Zadzwonił dzwonek na lekcję, ale blondynka nie przyspieszyła kroku, pozwalając uczniom się przepychać i złorzeczyć. Powinna była już dawno wyjść ze szkoły i pójść do domu, ale nie chciała. W duchu liczyła, że spotka na korytarzu Mikołaja, który ją mocno przytuli. Wiedziała jednak, że i to się nie stanie.

Gdy korytarze opustoszały i otoczyła ją cisza, postanowiła wyjść na zewnątrz. Ledwo jednak przekroczyła próg szkoły, zauważyła przy głównej bramie znajomą postać.

Chłopak spojrzał w jej stronę i się uśmiechnął, a jej serce na moment się zatrzymało. „Jak mnie znalazł?” – pytała samą siebie.

Kiedy podszedł do niej, jej zły nastrój prysł. Może to była zasługa jego pogodnemu uśmiechowi?

– Pamiętasz mnie? – zapytał szatyn.

Jak mogłaby go nie pamiętać. Był tak podobny do Linki, że coraz głębiej wierzyła, że to musi być jej jakaś rodzina. Na dodatek poczuła znowu to samo uczucie, co w klubie – nie powinna go była wykorzystywać. Mikołaj nie był tego wart.

– Oczywiście – odpowiedziała z niepewnym uśmiechem. – Co ty tutaj robisz?

– Pociągnąłem trochę barmana za język i zdradził mi twoje imię oraz nazwę szkoły, do której chodzisz.

Blondynka w myślach obiecała sobie, że rozprawi się z Tomkiem, który – najwyraźniej – nie umiał trzymać języka za zębami.

– Chyba nie jesteś zła?

– Nie, skąd – skłamała gładko.

– W takim razie, może dasz się gdzieś zaprosić?

Justyna była zaszokowana jego propozycją. Zachowywał się bowiem jak Darek z bardzo odległej przeszłości, co wcale nie wróżyło nic dobrego.

– Nie umawiam się z nieznajomymi.

– Przepraszam, nie przedstawiłem się. – Uśmiechnął się szeroko. – Igor. – Gdy wystawiał rękę, dziewczyna ujęła ją, po czym odruchowo spojrzała w stronę szkoły.

Mikołaj patrzył przez okno na pierwszym piętrze. W następnej chwili, już go nie było, a blondynka poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądek.

Ale czy nie tego chciała? Czy nie marzyła o tym, żeby Mikołaj dał jej spokój; żeby odpuścił? Nabożnie życzyła sobie, aby znikł z jej życia i przestał pojawiać się w najmniej oczekiwanych momentach.

No i jej życzenie się spełniło, tylko, czy na pewno miało ono mieć taką formę?

***

Linka była przeszczęśliwa.

Odrabiała zadanie domowe z szerokim uśmiechem, który już od bardzo dawna nie gościł na jej twarzy. Czuła się inna. Jakby życie podarowała jej drugą szansę. Szansę, której nie zamierzała zmarnować. Zbyt wiele znaczył dla niej Feliks i to, co dzięki niemu czuła. Niepowtarzalność tych uczuć doprowadzała ją do skrajnej radości, którą tłumaczyła sobie jego imieniem.

Czasami jednak wszystko dzieje się nie tak jak chcemy. A szczęście zaczyna przyćmiewać coś, co przecież wydawało się niemożliwe.

Na odgłos klucza przekręcanego w drzwiach, Kalina nie dostawała palpitacji serca, ale jedynie poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku. Wiedziała, że jest coś nie tak, ale bezgraniczne poczucie szczęścia odsuwało od niej wszystkie złe myśli.

Ale ile razy świat już wypadł jej z rąk?

Tchnięta dziwnym przeczuciem wyszła z pokoju i udała się do kuchni, gdzie zastała milczących rodziców. Jej mama stała przy oknie i cicho płakała.

– Gdzie Piotruś? – zapytała, ale żadne z nich nawet na nią nie spojrzało.

– U moich rodziców.

– Coś się stało?

Matka w końcu na nią spojrzała. Widok jej łez przeraził dziewczynę. Przecież zawsze płakała, gdy chodziło o męża.

– Rozwodzę się z twoim ojcem.

Zamiast ulgi, Kalina poczuła nieopisany żal. I choć jeszcze nic się prawie nie zdarzyło, oprócz podjęcia tej jakże ważnej decyzji, to czekało na nich życie, jakiego nie chcieli.

– Kto wystąpił o rozwód?

– Ja.

Szatynka pokiwała jedynie głową, wiedząc, że mama postąpiła dobrze. Przecież jej mąż już dawno zapomniał jakie obowiązki do niego należą. Zapomniał, jak się dba o rodzinę. Jak się ją kocha. I jak się okazuje tą miłość. Owszem, rozwód – to bardzo trudna droga, nawet dla ludzi, którzy się już nie kochają, może nawet dla tych, którzy zdążyli się już znienawidzić. Lince było przykro. Jak każdemu dziecko, które zostało postawione w takiej sytuacji.

– Ale to nie wszystko – wyszeptała jej matka, wycierając policzki z łez. Na krótką chwilę popatrzyła na córkę. – Twój ojciec ma dziecko z inną kobietą.

– Słucham? – spytała zszokowana dziewczyna. – Ale jak to? Przecież byliście … jesteście małżeństwem!

– Zdradzał mnie przed jak i w czasie małżeństwa. Nic nie było w stanie go powstrzymać. Nawet wtedy, gdy pojawiłaś się ty, a potem twój brat.

Kalina poczuła łzy w oczach. Usiadła przy stole, ponieważ czuła, że jeszcze chwila i zemdleje. Nigdy bowiem nie przypuszczała, że dowie się czegoś takiego. Na dodatek, że jej ojciec okaże się takim bezdusznym potworem.

– Mamo, co my teraz zrobimy?

– Nie wiem, kochanie. Naprawdę nie wiem – wyszeptała z bólem jej matka.

W najgorszych sytuacjach, kiedy łzy zasłaniają całą rzeczywistość i nie pozwalają się uwolnić od smutku, chwytamy za telefon, mając nadzieję, że głos tej osoby po drugiej stronie zmieni obecną sytuację i sprawi, że zaświeci znowu słońce. Linka była załamana tym, co usłyszała od mamy, ale tak bardzo chciała z kimś porozmawiać, że odruchowo wybrała numer Feliksa. Jednak, gdy w oczekiwaniu na sygnał przygryzała wargę, nagle nacisnęła czerwoną słuchawkę, stwierdzając, że on niczego nie zrozumie.

Bo przecież praktycznie nic o niej nie wie.

 

3 uwagi do wpisu “Rozdział 24

  1. Hej twoje opowiadanie jest super. Masz ogromny talent. Przeczytałam wszystkie rozdziały i nie mogę doczekać się następnych. Mam nadzieje, że będą one tak samo dobre jak poprzednie a może nawet lepsze! Od teraz będę twoją stałą czytelniczką. Mam także swojego bloga, którego prowadzę z przyjaciółką. Nie ma na nim opowiadania, ale gdybyś była ciekawa to zapraszam na http://on-the-edge-crazy.blog.onet.plPozdrawiam Alexavivi

    Polubienie

Dodaj komentarz