Rozdział 40

Siedząc w kuchni Madisonów czułam, że nie jestem w niej zbyt mile widziana. Jane zachowywała się normalnie i chociaż widać było, że miała naprawdę kiepski humor, starała się żartować i być sobą. Z Peterem było odwrotnie. Patrzył na talerz z jajecznicą, którą zrobiłyśmy razem z Jane i wydawał się być zły. Zresztą, gdy zobaczył mnie z patelnią, od razu wyszedł z kuchni. Dopiero wołanie jego siostry zmusiło go do powrotu. Zaciskał palce na kubku z kawą i ani razu nie podniósł głowy, a kiedy już to zrobił, posłał mi pretensjonalne spojrzenie i powiedział:

– Skończ się gapić.

Spuściłam wzrok i odwróciłam głowę w stronę Jane, zaciskając mocno usta, aby czegoś głupiego nie palnąć.

– O której przyjedzie po ciebie Jasper? – zapytała czarnowłosa, ignorując swojego brata.

– Zaraz powinien się zjawić.

– Pośpiesz się z jedzeniem. Późno poszłyśmy spać, na dodatek głodne. Naprawdę nie wiem, jakim cudem nie poszłam w nocy po jakieś ciastka.

Uśmiechnęłam się całkowicie rozbawiona.

– Twój niedobór cukru rozkłada mnie na łopatki – powiedziałam spokojnie.

– Myślałam, że robi to ktoś zupełnie inny.

Widelec wyleciał mi z rąk i z hukiem uderzył w talerz. Rozbawiona Jane zaczęła się śmiać, a ja spłonęłam rumieńcem. Serio. Kątem oka zerknęłam na Petera, ale wydawał się niewzruszony. Nawet zaczął jeść.

– Jesteś nienormalna! – mruknęłam zdenerwowana. – Powinnaś ograniczyć wszystkie słodkości, bo świrujesz!

– A ty jesteś zawstydzona i nie rozumiem dlaczego. – Uśmiechnęła się szeroko. – Więc?

– Nie zaczyna się zdania od „więc”.

Jane wywróciła oczami.

– Mój związek się rozpadł – wyszeptała z uśmiechem, ale z jej oczu można było wyczytać smutek. – Dodaj mi jakieś rozrywki i poopowiadaj, co tam porabiacie z Jasperem?

Już otwierałam usta, żeby ją porządnie ochrzanić, ale usłyszałam głośne szuranie odsuwanego krzesła, trzask talerzy i kroki. Jane zrzedła mina.

– Zachowuje się jak dziecko. Mógłby walczyć o ciebie.

– Po to wspominałaś o Whitlocku? – zapytałam z niedowierzaniem. – Chciałaś go wkurzyć?

– Niekoniecznie. Chciałam jedynie zmusić, aby w końcu się odezwał. Przyjął dziwną taktykę. Na jego miejscu nie odpuszczałabym tak łatwo.

Odsunęłam od siebie talerz. Straciłam całkowicie ochotę na jedzenie.

– Jane! – upomniałam ją podniesionym tonem głosu. – Co ty wygadujesz?

– Mógłby wziąć cię w ramiona i pocałować. Zadziałałoby.

– Na ciebie, ale nie na mnie. – Westchnęłam ciężko, po czym pochyliłam się nad stołem i dodałam ściszonym głosem: – Prawie dwa razy się z nim przespałam.

– Z Peterem?! – pisnęła zaskoczona Jane.

Zmroziłam ją wzrokiem.

– Jasne, że nie. Z Jasperem. – Wzięłam głęboki wdech. – Nawet nie masz pojęcia, jaka jestem z nim szczęśliwa. Zresztą, widziałaś nas na balu. Nie odstępował mnie na krok.

– A Peter zgrzytał zębami patrząc na was – poinformowała mnie czarnowłosa. – Szkoda, że nie widziałaś jak zabijał wzrokiem Whitlocka. Nawet twój brat miał jakieś „ale” i po części, wcale mu się nie dziwię. Jazz wręcz nie potrafił oderwać rąk od ciebie!

– Mówisz tak, jakby twojemu bratu chodziło o coś zupełnie innego – zironizowałam. – Każdy facet prędzej czy później… chce czegoś więcej.

Jane spuściła wzrok na stół.

– Wiem o tym więcej, niż sobie wyobrażasz – szepnęła.

Chciałam powiedzieć jej coś na pocieszenie. Ze wszystkich sił i chęci, szukałam w głowie odpowiednich słów, ale nic nie znalazłam. Zacisnęłam jedynie mocno usta i patrzyłam na nią z troską. Żałowałam, że nie mogłam nic dla niej zrobić.

Niespodziewanie ktoś zatrąbił pod domem Madisonów. Nieśpiesznie wstałam, odsuwając cicho krzesło. Złapałam torbę i kiedy już chciałam wyjść, odwróciłam się i spojrzałam na plecy Jane.

– Może i jestem najwredniejszą, najbardziej egoistyczną osobą na świecie, ale współczuję ci, bo wiem, że sobie na to po prostu nie zasłużyłaś.

– Dziękuję, Marisso.

Po tych słowach wyszłam z tego domu, bo zachciało mi się płakać.

Przeszłam cały ogród, a do moich nozdrzy dochodziły coraz to cudowniejsze wonie kwiatów. Piękny dom i ogród. Szkoda tylko, że Jane była dokładnie taka sama jak ogród jej matki – wspaniała, ale jednocześnie bezbronna, potrzebująca odpowiedniej osoby do szczęścia.

Tuż przy Land Roverze Petera, Jasper zaparkował swojego czarnego Mustanga. Nawet nie wyszedł z samochodu ani nie wyłączył silnika. Wsiadłam w pośpiechu i ledwo zamknęłam za sobą drzwi, a blondyn już ruszył. Z trudem zapięłam pasy, kiedy wszedł w ostry zakręt. Westchnęłam ciężko, patrząc na licznik.

– Chcesz mnie zabić?

– A mam powód? – mruknął niezadowolony.

Odchyliłam się w fotelu, po czym obróciłam głowę i przyjrzałam się uważnie Jasperowi. Miał zaciśnięte usta i to swoje okropne, pełne niezadowolenia spojrzenie.

– Myślałam, że nie byłeś zły…

– Miałem przyjechać nad ranem i siłą cię stamtąd wyciągnąć?

– Znów jesteś zazdrosny.

– Mam nadzieję, że pokój Petera…

– Dość! – warknęłam. – Jeżeli się nie wyspałeś, to jedź do domu. Boże, nie zmuszałam cię, abyś po mnie przyjeżdżał. Myślałam, że tęskniłeś, bo to mi właśnie wczoraj pisałeś.

Blondyn obrócił powoli głowę i spojrzał na mnie morderczym wzrokiem. Uniosłam brwi, udając zaskoczoną.

– No co? – mruknęłam.

– Tęskniłem i dlatego jestem zły.

– Przecież to nie ma absolutnie żadnego sensu.

– Spałem sam, w pustym łóżku i w pustym domu. Wieczorem byłaś dla mnie oziębła i denerwująca. A potem po prostu pojechałaś sobie do Madisona. Jak gdyby nigdy nic.

Przerażona niespodziewanie odkryłam, że od kilku minut Jazz wciąż się na mnie patrzy zamiast na drogę. Zbladłam – tego byłam pewna.

– Mógłbyś z łaski swojej spojrzeć na jezdnie. Może to nie autostrada, ale całkiem dużo samochodów nią jeździ – powiedziałam szybko.

Chłopak roześmiał się, ale odwrócił głowę. Odetchnęłam z ulgą, chociaż kompletnie nie nadążałam za Whitlockiem. Jego zmienność nastroju była wprost rozbrajająca, ale jednocześnie mocno wkurzająca.

– Wyświadczysz mi przysługę, jeśli przestaniesz wspominać o Madisonie.

– Jane nie mogła do ciebie przyjechać i nocować?

– Twoja zaborczość zaczyna mnie wkurzać.

– Dobra. Dzisiaj zadzwonię sobie do Esthery i zaproszę ją na noc. Nie masz prawa się złościć, bo przecież to tylko jedna noc i absolutnie nic…

– Jazz! – jęknęłam. – Litości!

– Jak chcesz.

Powiedział to takim tonem, że gdybym nie była zaślepiona zrobieniem mu głupiej niespodzianki, to pewnie kazałabym mu się w tej chwili zatrzymać, po czym wysiadłabym z samochodu. Rozumiem każdy objaw miłości, ale zazdrość? I to jeszcze o kogoś, który zranił mnie rekordową ilość razy? Musiałabym być idiotką, aby pozwolić komuś takiemu zaistnieć w swoim życiu. No naprawdę! Whitlock oczywiście niczego nie rozumiał. Traktował tę całą sprawę z Madisonem bardzo osobiście i trochę staroświecko, a to przecież nie czasy rycerzy i rękawic.

Zamiast się na niego wkurzać, spojrzałam w dół, na jego dłoń zaciśniętą na gałce skrzyni biegów. Położyłam na niej swoją dłoń i uśmiechnęłam się do profilu Jaspera. Mięśnie na jego ręce przestały być napięte, ale wciąż wyglądały… całkiem dobrze. Zarumieniłam się, wspominając rozmowę z Jane.

Czułam na sobie spojrzenie blondyna, ale uparcie wpatrywałam się w przednią szybę. Moje policzki wciąż były czerwone, ale nie miałam najmniejszej ochoty komukolwiek się tłumaczyć. Owszem, moja niespodzianka z pewnością poprowadziłaby do czegoś więcej niż tylko pocałunki, ale… Jeżeli chwilę wcześniej byłam czerwona, to po serii myśli przelatujących mi przez głowę, byłam wręcz purpurowa.

Marissa Loreign się rumieni – śmiechu warte. I to z jakiego powodu? Kilku mięśni.

Dopiero po chwili zorientowałam się, że Jazz zatrzymał samochód, ale znów nie zgasił silnika. Zaskoczona, odwróciłam się w jego stronę.

– Jedziesz gdzieś?

– Miałem cię przecież odwieźć do domu – mruknął, opierając nonszalancko ręce na kierownicy.

Wyglądał całkiem… seksownie. Zawstydzona, spuściłam na chwilę wzrok, próbując doprowadzić się do porządku.

– Mógłbyś wejść. Moi rodzice z pewnością pojechali na cotygodniowe zakupy, a Matt znów siedzi zamknięty na cztery spusty w swoim pokoju.

– Risso, nie mam jakoś szczególnie ochoty.

Ochoty? Że niby… „Marisso, skup się!” – nakazałam sobie w myślach.

– Znowu musisz załatwić coś ultra ważnego? – zapytałam nieprzyjemnym tonem. – Jakaś sarenka potrzebuje twojej uwagi?

Whitlock westchnął ciężko, po czym przekręcił kluczyk w stacyjce, wyłączając silnik. Zadowolona, wysiadłam z samochodu, po czym złapałam go za rękę i poszliśmy w stronę mojego domu. W dobrym nastroju utrzymywała mnie niespodzianka, na którą tak liczyłam. Jasper wydawał się znudzony i niezadowolony.

– Mógłbyś chociaż udawać, że cieszysz się ze wspólnie spędzanego czasu – mruknęłam, wsuwając klucz do zamka.

Tak, jak myślałam, w domu nikogo nie było. Znaczy się, rodziców nie było, a Matt pewnie siedział w swoim pokoju, bo inaczej dom byłby zamknięty na co najmniej trzy zamki. Zaprowadziłam Jaspera do swojego pokoju, a raczej zaciągnęłam go tam siłą. Pierwszy raz widziałam, że był niechętny. Nawet mnie to trochę zabolało. Jakbym w ciągu jednej nocy przestała mu się podobać. „Gadam jak głupia Vanessa” – przeszło mi przez głowę.

Blondyn  usiadł na łóżku i patrzył na mnie pytająco. Pokręciłam głową, po czym podeszłam do szafy, przeszukałam kilka półek i z koronkowym znaleziskiem poszłam do łazienki. Jazz nic nie powiedział, jedynie odprowadził mnie wzrokiem. Postanowiłam wziąć szybki prysznic, przebrać się w bluzkę i pójść do niego. NAPRAWDĘ liczyłam, że niespodzianka mu się spodoba.

Jednak stojąc przed lustrem, przyjrzałam się sobie dosyć krytycznie. Mój czarny stanik nie miał pełnych miseczek, więc… bluzka wyglądała tak, jakby była skąpą koszulką nocną, tym bardziej w połączeniu z mokrymi włosami. Nie miałam czasu na powrót do pokoju i kolejne przeszukiwanie szafy. Wypuściłam głośno powietrze i wyszłam z łazienki.

Jazz zapatrzył się na zdjęcie, które stało na mojej komodzie. Przedstawiało mnie i Thomasa. Podeszłam więc bliżej chłopaka, ale zwróciłam jego uwagę dopiero wtedy, kiedy szarpnęłam go delikatnie za rękę.

– I jak? – mruknęłam, niezbyt uwodzicielsko.

Blondynowi rozszerzyły się źrenice albo to tylko mi się zdawało. Zamiast odpowiedzieć, pociągnął mnie na łóżko.

– Przypominam ci, że w domu cały czas jest Matthew – szepnęłam, kiedy pochylił się nade mną.

– A ja ci przypominam, że jestem twoim chłopakiem.

Już otwierałam usta, ale Jasper umiejętnie mi je zamknął pocałunkiem. Całował mnie jak stęskniony chłopak – czule, a jednocześnie namiętnie. Najbardziej podobało mi się w jaki sposób napinały się mięśnie całego jego ciała. Nie mogłam się powstrzymać i położyłam dłonie na jego klatce piersiowej, po czym zaczęłam powoli sunąć nimi w kierunku barków. Nigdy, przenigdy nie interesowały mnie mięśnie ani ciało Whitlocka. Był dla mnie jedynie przystojny i równie mocno irytujący.

– Ściągnij koszulkę – poprosiłam, będąc jak w amoku.

Zrobił to. Nawet o nic nie pytał, a mi było głupio. Zachowywałam się tak, jakbym pierwszy raz w życiu spojrzała na niego jak na chłopaka, na dodatek całkiem seksownego chłopaka. Próbowałam nawet w jakiś sposób zerknąć na jego klatkę piersiową, ale okazało się to wręcz niewykonalne.

– Jesteś taka cudowna – wyszeptał, po czym zaczął mnie jeszcze namiętniej całować.

Jak zwykle, po jakimś czasie przeniósł pocałunki na wrażliwą szyję. Moje ciało wygięło się w łuk, idealnie przylegając do jego torsu, kiedy ponownie zassał kawałek skóry. Wciąż było mu mało, a ja nie potrafiłam znaleźć w sobie wewnętrznej siły, aby położyć temu kres. Zbyt bardzo mi się to podobało. Kiedy zsunął lewe ramiączko bluzki, jak i stanika, nawet nie spanikowałam. Pozwoliłam mu całować swoje ramię, bark i skórę na lewą piersią. Robiło się coraz bardziej niebezpiecznie, ale całkowicie przyjemnie.

Tym razem, przerwał Jasper. Oderwał się i spojrzał na mnie zamglonym wzrokiem, od którego zakręciło mi się w głowie.

– Ciężko się kontrolować, kiedy tak leżysz i przyjemnie jęczysz.

Zarumieniłam się. „Naprawdę jęczałam?” – pytałam samą siebie w myślach, jednocześnie próbując przypomnieć sobie coś równie niemożliwego.

– Jesteś cholernie seksowna, kiedy zapominasz być zimna i wredna – dodał z rozbrajającym uśmiechem.

– Mogę powiedzieć o tobie dokładnie to samo.

Blondyn ponownie się uśmiechnął, po czym powoli wsunął dłoń pod bluzkę. Patrzyłam mu w oczy, a po plecach przechodziły mi miłe dreszcze.

– Drżysz.

– Tak jakoś wyszło.

Zamknęłam oczy, czując jak ciało Whitlocka napiera na moje. Jego dłoń wolno sunęła do góry, a zimny oddech na szyi sprawiał, że czułam jak mięknę. Z każdym kolejnym dotykiem coraz bardziej miękłam.

Nagły dźwięk otwieranych drzwi sprawił, że zdrętwiałam. Gwałtownie otworzyłam oczy i spojrzałam w tamtą stronę. Jazz odsunął się ode mnie, wysuwając dłoń spod bluzki.

Na progu stał Matthew. Wkurzony Matthew.

– Matt – powiedziałam cicho. – Co ty tutaj robisz?

– Co ja tutaj robię?! – warknął. – Co ON tutaj robi?! – Jasper automatycznie wstał i dzielnie wytrzymywał wściekłe spojrzenie mojego brata. – Powiedziałem ci już, że masz trzymać swoje łapska z dala od mojej siostry! Najwidoczniej nic do ciebie nie dociera!

Usiadłam na łóżku, poprawiając włosy.

– Przesadzasz.

– Przesadzam, tak?! JA PRZESADZAM?! Wchodzę do twojego pokoju i co widzę? NO CO?!

– Skończ się unosić – mruknął znudzony Jazz. – Twoja siostra już jest dorosła. Nie musisz się nią już opiekować. Sama potrafi się sobą zająć.

Mój brat jednak zignorował jego słowa, patrząc na mnie z wyrzutem.

– Pozwalasz mu się tak obmacywać?!

– Przestań krzyczeć! – Powoli wstałam z łóżka. – Przecież nic złego nie robiliśmy! Z Jane potrafiłeś się na kanapie obmacywać i nie obchodziło cię, że w każdej chwili rodzice mogli wrócić.

– To było coś innego. Nie… – zamilkł.

Wiedziałam, co dokładnie chciał powiedzieć, że niby nigdy by jej nie skrzywdził.

– Co za ironia losu, bo już zdążyłeś to zrobić – powiedziałam na głos. – Przykro mi, że twoje życie legło w gruzach, ale nie masz prawa wtrącać się do mojego.

– No tak. Dobrotliwy Whitlock wybaczył ci każdy pocałunek z Peterem, prawda?

Zachciało mi się płakać. Odwróciłam się w stronę Jaspera i naprawdę nie trudno było zauważyć zawód w jego oczach. Chciałam coś zrobić, cokolwiek.

– A co, jeśli go kocham? – szepnęłam. – Co, jeśli cały czas za nim tęskniłam? Co, jeśli Peter był tylko tym drugim, który miał nie pozwolić, abym się zakochała. – Zamilkłam na chwilę. – Bałam się zakochać i doskonale o tym wiesz. Po całej sprawie z Thomasem… Po tym wszystkim, bałam się zaufać i kochać. Co, jeśli wreszcie mi się udało?

Matt spojrzał na mnie z bólem w oczach. Nie wiem, co miał znaczyć ten ból. Może to przez zazdrość, może po prostu był zawiedziony moim zachowaniem. Jednak nic nie powiedział, wycofał się do przedpokoju i zamknął za sobą drzwi, a raczej zatrzasnął.

Zdenerwowana usiadłam na łóżku, ciężko oddychając. W moich oczach wciąż tkwiły łzy. Jasper podszedł do mnie i kucnął, łapiąc  za ręce. Spojrzał na mnie w taki sposób, że kilka łez spłynęło po moich policzkach.

– Naprawdę mnie kochasz? – spytał delikatnym głosem, jakiego jeszcze nigdy u niego nie słyszałam.

Pokiwałam głową, czując, jak wszystkie mury, jakie kiedykolwiek wzniosłam, runęły.

– Naprawdę? – dopytywał się.

– Tak – szepnęłam z trudem.

Nie spodziewałam się, że zobaczę rozczarowanie wymalowane na jego twarzy. Nigdy w życiu nie spodziewałabym się czegoś takiego po Whitlocku.

– Jesteś tego pewna? – Ścisnął mocniej moje palce, przyglądając mi się uważnie. – Risso?

– Czy właśnie nie o to ci chodziło? Chciałeś mnie w sobie rozkochać. I kiedy ci się to wreszcie udało… nie sprawiasz wrażenia szczęśliwego.

Spuścił głowę. Naprawdę, jeszcze tego mi brakowało! Jego bezsensownego poczucia winy.

– To nie tak, Risso. Widzisz – podniósł na mnie wzrok – będę musiał znów wyjechać.

– Przecież wrócisz, prawda?

– Niby tak, ale to będzie mój ostatni powrót tutaj.

– Przecież jest szkoła, nie możesz tak po prostu wyjechać i jej rzucić – powiedziałam szybko. – Zresztą, ja też tutaj będę. Tak bardzo zależało ci, żebym była twoja, a teraz chcesz tak po prostu wyjechać?

– Sprawy się trochę pokomplikowały. Nie mogę spełnić pewnych obietnic, dlatego też muszę stąd wyjechać.

– A obietnice, które mi złożyłeś? Zapomniałeś o nich?

Blondyn westchnął ciężko, jakbym była bardzo trudnym przypadkiem. Jednak nie byłam idiotką. Owszem, wygłupiłam się. Nawet nie wiem, co mnie podkusiło, aby przyznać się do swoich uczuć. To było dość idiotyczne z mojej strony, tym bardziej, jeśli Jazz zmienił zdanie.

– Pamiętam, ale…

– Żadne „ale”. Nie zamierzam tego słuchać – szepnęłam ze złością, wyrywając ręce z jego uścisku. – Te wszystkie sceny zazdrości, wyznania miłości i twoja adoracja były… bezsensu tak? Skoro chcesz mnie tutaj zostawić na zawsze i wyjechać… Która sarenka jest tak sponiewierana, że potrzebuje twojej stało dobowej pomocy, co?

Ku mojemu zdziwieniu, Jasper się zaśmiał. Ja płakałam, a on się po prostu śmiał.

– Naprawdę myślisz, że wyjeżdżałbym stąd przez jakąś, jak to ujęłaś, sarenkę? – zapytał rozbawiony. – Mam tutaj ciebie i to jest dla mnie cholernie ważne, ale Marisso, wielu rzeczy nie wiesz ani nie rozumiesz. Czasami plany ulegają zmianie bez naszej wiedzy, bo ingeruje w nie ktoś zupełnie obcy.

– Dlatego ja ingeruje właśnie teraz w twoje plany i oświadczam ci, że nie pozwalam ci gdziekolwiek jechać. Zrozumiałeś?

Jasper wstał i zaczął chodzić po pokoju. Wyglądał na zatroskanego i jednocześnie zamyślonego. Tak naprawdę nic o nim wiedziałam. Był przystojny, arogancki, wyrachowany, opiekuńczy i seksowny. Już nie wspomnę o tym, że musiał całkiem dobrze się uczyć, skoro jego nieobecności w szkole zostały potraktowane z przymrużeniem oka. Wiele osób go nienawidziło – praktycznie wszyscy faceci w Grovetown, a dziewczyny zakochiwały się w nim na zabój. Było w nim coś tajemniczego i to właśnie musiało je do niego przyciągać. Sama byłam jedną z nich. Różnica była taka, że podobno Jasper Whitlock mnie kochał. Patrząc na niego, krążącego po pokoju, miałam jednak zupełnie inne wrażenie.

– Nad czym tak myślisz? – zapytałam, ocierając policzki z łez.

– Skoro chcesz, żebym został i był z tobą, to musisz o czymś wiedzieć.

– W takim razie, mów.

Chłopak usiadł obok mnie i objął. Nie wiedziałam kompletnie o co mu chodzi.

– Pojedziemy jutro do Macon i coś ci pokaże, dobrze?

Przytaknęłam, chociaż nie podobało mi się zdenerwowanie, jakie zauważyłam w jego ruchach i zachowaniu. Typowa dla niego nonszalancja została zastąpiona roztrzepaniem i dekoncentracją.

– Nie powiesz mi teraz?

– Nie uwierzysz mi. Sam bym nie uwierzył, gdybym był na twoim miejscu. Musisz uzbroić się w cierpliwość i poczekać do jutra.

– Zaczynam się niepokoić.

– Nie chcę cię straszyć, ale muszę przyznać, że powinnaś.

Popatrzyłam na niego wystraszona. Zachodziłam w głowę, o co mogło mu chodzić. Może jakaś straszna tragedia rodzinna? Przecież mówił o swojej ciotce, która została zamknięta w szpitalu psychiatrycznym. A może okazało się, że jego rodzice żyją? Było tyle możliwości, a Jasper nie wyglądał na takiego, który chciałby odpowiedzieć na wszystkie moje pytania.

– Kochasz mnie, prawda?

– Tak, Marisso – przyznał z nerwowym uśmiechem. – Nawet nie masz pojęcia, jak cholernie mocno.

– I nie skrzywdziłbyś mnie, prawda?

– Nie w taki sposób, w jaki myślisz.

Uniosłam brew. Chciałam wypytać go, ale Jazz zamknął mi usta pocałunkiem. Znowu. Zdumiona, starałam się nie doszukiwać w jego ruchach paniki. Ciężko było. Sposób, w jaki mnie całował, przyprawiał o zawroty głowy, ale jednocześnie o mocne bóle żołądka.

– Kocham cię – powtórzył i pocałował mnie ponownie, po czym ujął moją twarz w dłonie, głaszcząc kciukami policzki. Wpatrywałam się w jego oczy, jak zaczarowana. – Pamiętaj o tym.

 

7 uwag do wpisu “Rozdział 40

  1. Super rozdział. Rozumiemy, że masz prywatne sprawy i życie. Ale proszę cię chociaż o 1 rozdział miesięcznie. Nie codziennie nie co tydzień ale 1 na miesiąc

    Polubienie

  2. Nareście jest. Popieram żebyś pisała chociaż 1 rozdział na miesiąc. Sama zaczełam pisać książkę Wiem jak to jest. Na początku masz tyle pomysłów i weny ale z upływem czasu tego brakuję. A samym blogiem się nie żyje. Ja i czytelnicy jesteśmy Ci wdzięczni że nadal go prowadzisz i nie podajesz się. Dokończ dzieła które zaczełaś. Pokasz że to twuj żywioł.

    Polubienie

    • Mam wciąż wenę, ale natłok problemów uniemożliwiał mi pisanie. Miałam głowę zaprzątniętą innymi rzeczami i ciężko było mi się skupić 🙂 Zresztą, teraz rozdziały zaczną pojawiać się szybciej, bo chcę zakończyć tą historię 🙂

      Polubienie

  3. Rozumiem i bardzo się cieszę, Czekam z niecierpliwością na NN.Niektóry zawieszają lub kasują blogi.Zrozum że twój blog jest zajebisty. Jak się go przeczyta myśli się że napisała go jakaś pokularna pisarka. Masz talent. Rozumiem też że masz problemy tak jak każdy ale masz czas i chęci aby go dokończyć. Za to ci dziękuję

    Polubienie

  4. Aaaa kocham bardzo to opowiadanie. Zawsze czekam z niecierpliwością na następny, a kiedy się pojawi cieszę się jak głupia 😀 Rozdział jak zawsze genialny, szybko mi sie go czytało i koniec nadszedł niespodziewanie 😀 Do następnego! 😉

    Polubienie

Dodaj komentarz