Rozdział 70

Mój organizm nie zarejestrował momentu, w którym zasnęłam.

Przebudziłam się niespodziewanie, jakby zła na samą siebie, że w ogóle zachciało mi się spać. Otworzyłam powoli oczy i zdrętwiałam. Zamrugałam powiekami, ale nic się nie zmieniło. Jasper wciąż siedział obok mnie na óżku. Nie patrzył na mnie, pochłonięty oglądaniem własnych powiek. Odruchowo zerknęłam na swoje ciało, ale było przykryte kocem. Westchnęłam cicho z ulgą, co nie uszło uwadze blondyna.

– Liczyłaś, że zaliczę cię śpiącą? – zapytał miękko, lekko rozbawiony. – Nie jestem idiotą.

Moje policzki zapłonęły żywym ogniem. Już wolałam, jak uważał mnie za wredną i bezuczuciową jędzę. Nie musiałabym siłować się z nim na potyczki słowne, które i tak wygrywał.

– Moje krzesło jest całkiem wygodne – mruknęłam niezadowolona, patrząc na niego złowrogo. – Nie musisz ciągle stawiać na swoim, bo absolutnie niczego nie zmienisz.

– Chyba, że zacznę zawodzić jak ten kretyn. W ułamku sekundy będziesz mnie całowała, jednocześnie rozbierając się do naga – warknął zły.

Rozbawienie było tylko maską. Powinnam była się domyślić. Westchnęłam ciężko, po czym obróciłam się na plecy. Przeczesałam palcami włosy, zastanawiając się, co jest ze mną nie tak. Każdy normalny facet już dawno przestałby utrzymywać ze mną kontakt po zerwaniu, ale nie Jazz i z pewnością nie Peter.

– Nie zamierzam się kłócić – powiedziałam spokojnie, chociaż na końcu języka miałam ciętą ripostę na te bzdury, które wygadywał. – Jesteś wampirem, więc masz wystarczająco dużo czasu, aby pogodzić się z moją decyzją.

– I wystarczająco dużo, aby przekonać cię, jak wielki błąd popełniasz wiążąc się z tym kretynem.

Wywróciłam oczami, podnosząc się do pozycji siedzącej. Popatrzyłam na niego lodowato.

– Nie zamierzam z nim być – wycedziłam przez zaciśnięte usta. – Całkowicie upadłeś na głowę?!

– A to ja mam zamiar wymienić wampira na zwykłego, nic nie wartego człowieka? Zapomniałaś, jak mizdrzył się do Esthery, zanim próbowała cię zabić? Pewnie też się z nią pieprzył. A teraz stał się twoim ideałem.

Rzucał mi słowami prosto w twarz, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy, ile kosztuje mnie utrzymywanie łez w ryzach. Rozumiałam jego ból, ale dlaczego musiał mnie tak perfidnie ranić?

– Uważasz się za lepszego, tak? – Nie chciałam się kłócić, ale nie mogłam tak po prostu pozwolić, aby bluzgał mnie z błotem. – A te wszystkie sarenki w twoim łóżku? Z iloma się pieprzyłeś? – Nie odpowiedział, wpatrując się we mnie ze złością. – Tak ich dużo, że straciłeś rachubę?

– Zaczynasz przeginać…

– Naprawdę? – prychnęłam. – Ty też. Co to za pomysł, że zerwałam z tobą tylko po to, aby związać się z Peterem?! Jakim prawem, w ogóle o tym pomyślałeś?!

Blondyn odwrócił wzrok, unosząc wysoko podbródek.

Nie wierzył mi i nie miał zamiaru. Twardo obstawiał przy swoim, nawet nie starając się mnie zrozumieć. Był ślepo zapatrzony w swoją miłosną porażkę. Mógł mieć każdą i nawet, jeśli mi się to nie podobało, to mógł skorzystać z tego przywileju. Może jakby przespał się z kilkoma, to zacząłby zachowywać się normalnie, jak prawdziwy mężczyzna.

– Jazz!

Nie odwrócił się, nawet nie mrugnął.

– Jazz!

Znowu nie zareagował. Sfrustrowana przerzuciłam nogę przez jego ciało, po czym usiadłam na nim okrakiem, nachylając się w stronę jego twarzy. Musiałam podtrzymać się dłońmi, położonymi na jego klatce piersiowej.

Zrobiłam najgorszy ruch jaki mogłam, ale wolałam się nad tym nie zastanawiać.

Jazz momentalnie zareagował, patrząc na mnie z błyskiem w oku. Wygiął delikatnie kąciki ust, uśmiechając się krzywo.

– Tak przekonujesz tego kretyna do swoich racji? – zapytał zezłoszczony.

Nabrałam gwałtownie powietrza do ust, a potem z całej siły uderzyłam otwartą dłonią w jego klatkę piersiową. Prawie zagryzłam sobie wargi z bólu, na co blondyn wybuchł śmiechem. Wkurzona jeszcze bardziej, próbowałam uderzyć go drugi raz, ale złapał mnie za nadgarstek, a potem przyciągnął do siebie. Zamknął w żelaznym uścisku i nim zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować, pocałował mnie. Pierwszy, drugi, trzeci raz. W pewnej chwili z zaskoczeniem odkryłam, że odwzajemniam praktycznie każdy jego dotyk.

I zamiast być wściekła, zaczynałam się zastanawiać czy powinnam była zrywać z nim tak wcześnie.

To było wyjątkowo głupie myślenie, ale brakowało mi bliskości. Taka typowo ludzka potrzeba zaspokojenia czułości. Bardzo niepewnie ujęłam jego twarz w dłonie, całując go mocniej, jednocześnie pozwalając mu na praktycznie wszystko. Jego zniecierpliwiona dłoń zatrzymała się moim biodrze, z siłą siłacza przyciskając mnie do siebie. Drugą wplótł we włosy, pogłębiając pocałunki.

– Jazz…

– Ciii – szepnął takim tonem, że po plecach przebiegły mi ciarki. – Poddaj się chwili.

Poddać się chwili? Czy on naprawdę… ?

– Jazz…

– A chcesz powiedzieć, że mnie kochasz i do mnie wracasz?

Otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia, pozwalając mu delikatnie muskać wargami moje usta. Kompletnie zgłupiałam. Dopiero po dłuższej chwili położyłam dłonie na jego ramionach i pewnym ruchem odsunęłam się od niego na względnie bezpieczną odległość. Wciąż na nim siedziałam i doskonale zdawałam sobie sprawę, że nie miałam żadnej przewagi nad wampirem, a w tamtej chwili – nad rozgrzanym wampirem.

– Po co to robisz? – zapytałam cicho. – Nie mogę wrócić i doskonale o tym wiesz, ale jednak… Jazz, tak nie można!

Próbowałam pokonać dzielący nad dystans i znów mnie pocałować. Odchyliłam się do tyłu, kręcąc energicznie głową.

Keith wpadł na cudowny pomysł. Naprawdę. Jeszcze kilka chwil i znów jęczałabym pod ciężarem jego ciała… Matko jedyna, co on ze mną robił?!

– Nie bądź uparta.

Zacisnęłam usta ze złości.

– Uparta?! – Musiałam wziąć głęboki oddech, aby nie zacząć krzyczeć. – To ty mnie chcesz zaciągnąć do łóżka. I owszem, może dałbyś radę, ale nie wróciłabym, rozumiesz? – Próbowałam spojrzeć mu w oczy, ale blondyn przymknął je i uśmiechał się głupkowato, jakby nie wierzył w ani jedno moje słowo. – Jazz, rozumiesz?

– Co mam rozumieć? – zapytał, niespodziewanie otwierając oczy. Przygwoździł mnie zimnym spojrzeniem, że miałam ochotę się od niego odsunąć, wzmocnił jednak uścisk swoich ramion. – Mogłabyś mieć mnie tylko dla siebie i żadna sarenka nie miałaby do mnie absolutnie żadnego prawa. Jednak ty wolisz zmuszać mnie, abym gościł je w swoich łóżkach, prawda? – Poczułam bolesny uścisk w sercu, ale wolałam robić dobrą minę do złej gry, więc jedynie zaciskałam usta. – Nigdy przeze mnie nie cierpiałaś, dostarczyłem ci cudownych wspomnień, kochałem i wciąż kocham najbardziej na świecie. – Przyciągnął mnie mocniej do siebie. Zmuszona byłam patrzeć na niego z góry. – Kocham cię, Risso. – Zaciskałam palce na jego ramionach, czując, że za kilka sekund zacznę płakać. – Nie potrafię z ciebie zrezygnować, więc nie zmuszaj mnie do tego. – Niespodziewanie się uśmiechnął. – Możemy razem pojechać do Blois. Poczekałbym rok, dwa, pięć. Tyle, ile potrzeba. Moglibyśmy zwiedzać najromantyczniejsze zakątki we Francji! Niósłbym cię na rękach, całował na dobranoc, a rano witał kwiatami. Miałabyś mnie tylko dla siebie.

– Nie mogę – szepnęłam zdławionym głosem, bo podobały mi się słowa Jaspera, aż za bardzo. – I doskonale o tym wiesz.

– Poczekam na ciebie.

– Jazz…

Pocałował mnie, ale tym razem nie odwzajemniłam pocałunku, a po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Bolało mnie, że nie mogę go uszczęśliwić, chociaż obiecałam sobie, że to zrobię. Musiałam go zranić, zaprzepaścić jego marzenia, zrównać z ziemią wszechświat, którego byłam centrum.

– Nie kocham cię – powiedziałam bardzo wolno, niepewnie, z zamkniętymi oczami.

Znieruchomiał.

Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że osiągnęłam swój cel. Zamiast dumy, poczułam coś na kształt obrzydzenia do samej siebie. Sama brzydziłam się kłamstwem, a jednak karmiłam nim osobę, która była dla mnie najważniejsza i gdyby nie Peter, pewnie znaczyłaby wszystko.

Nic nie powiedział, a mi prawie pękło serce. Patrzył się tylko w moje oczy, jakby szukając zaprzeczenia.

– Risso – powiedział głucho, upominająco, więc ostrożnie wyswobodziłam się z jego ramion, siadając na łóżku.

Chciałam złapać go za rękę i wytłumaczyć kilka rzeczy, ale wstał, odtrącając moje dłonie.

– Pójdę już.

– Ale co z Mattem i…

– Z NIM, tak? – zapytał żałośnie. – Niech wącha kwiatki od spodu, gówno mnie to obchodzi – warknął.

Po tych słowach, rozpłynął się w powietrzu, pozostawiając po sobie tylko ruch firanki.

Patrzyłam w stronę okna, mając mieszane uczucia.

Z jednej strony: dopięłam swego, idąc dosłownie po trupach, ale z drugiej… Nie chciałam, żeby mnie znienawidził. Nie miałam zamiaru być z Peterem. Z żadnym z nich.

Jasper powinien być bardziej wyrozumiały. Czułam, że głupotą z mojej strony jest oczekiwanie zrozumienia od wampira, którego zraniłam tyle razy. No tak, wampir i cierpienie, czy to w ogóle ma sens? Zawiodłam go – tak, to z pewnością lepsze określenie. Pokazałam mu, że człowiek to tylko ludzka istota, która jest słaba, niezdecydowana i chętna do ranienia. I mimo miłości, potrafi kłamać i oszukiwać bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia.

Dla niego człowiek był cudowną przeszłością, tęsknotą za tym co stracił. Dobitnie dałam mu odczuć, że jest za odwrót.

Położyłam się na plecach, wpatrując się w sufit. Łzy wciąż płynęły po moich policzkach. Nie mogłam cofnąć czasu i chyba nawet nie chciałam. Dostałam najcudowniejsze wspomnienia. Poczułam każde możliwe uczucie.

I zostałam sama.

Tak, jak zawsze chciałam.

 

W szkole czułam się samotna bardziej niż kiedykolwiek. Wszyscy patrzyli na mnie, jak na istotę z innej planety. Praktycznie każdy wiedział już, że Peter i Matthew zniknęli. Nie znałam ich teorii, ale od zawsze mieli mnie za wariatkę, więc pewnie ubzdurali sobie, że ich nagłe zniknięcie, to pewnie moja wina. A czy było inaczej? Gdybym… cholera! Gdybym tylko była mądrzejsza i bardziej trwała w swoich postanowieniach, to pewnie użerałabym się z Jane, wciąż kłócąc się o ławkę. Może Peter zerkałby na mnie na stołówce, podczas gdy Jane ciągle relacjonowałaby mi szkolne życie innych osób.

Wszystko byłoby normalne.

Samotne siedzenie na stołówce też nie należało do zbyt miłych przeżyć. Już sama nie wiedziałam, co jest gorsze.

 

Po skończonych lekcjach, chciałam jak najszybciej zniknąć z oczu tym wszystkim uczniom. Wybiegłam pierwsza na parking, szybkim krokiem idąc w stronę swojego samochodu. Zamarłam w miejscu, gdy zobaczyłam Jaspera. Opierał się o maskę i patrzył na mnie w dziwny sposób.

Czego mógł chcieć? Znów miał zamiar przekonywać mnie, że jeszcze możemy wspólnie przeżyć wieczność?

Drgnęłam, a po chwili podeszłam do niego wolnym krokiem. Wrzuciłam torbę na tylne siedzenie, po czym wsunęłam dłonie do kieszeni kurtki i przyjrzałam się uważnie blondynowi. Nie zdążyłam nawet o nic zapytać, bo pierwszy się odezwał.

– Musimy jak najszybciej zlokalizować twojego brata. Sprawa nie wygląda tak łatwo… – Westchnął ciężko, zakładając ramiona na klatce piersiowej. – Mary Kate również zniknęła.

Otworzyłam usta ze zdziwienia.

– Zniknęła?! Sugerujesz, że… – Wzięłam głębszy oddech. – To jakiś żart?!

Jazz rzucił mi zimne spojrzenie. Nie chciałam się złamać pod jego siłą, więc odwróciłam wzrok.

– Mamy mało czasu, bo FBI na razie próbuje ustalić… diabli wiedzą co. Mamy maksymalnie dwa dni na zlokalizowanie go i nakłonienie do powrotu.

Niespodziewanie przypomniała mi się rozmowa z Keithem, i wcześniejsza z Estherą.

– Esthera go porwała! Ale co ma z tym wszystkiego wspólnego Kate? O co może chodzić? – Zastanawiałam się na głos. – Peter jest ważny dla tej psychopatki, chce go zmienić w wampira. Ale…

– Ten kretyn nie nadaje się na wampira – warknął blondyn.

– Musisz być zazdrosny? Nawet teraz? Esthera porwała mojego brata!

– I twojego kochasia.

Przymknęłam na chwilę oczy, mocno zaciskając powieki. Nie chciałam się z nim kłócić, bo nie mogłam cofnąć wcześniejszych słów. Nie miałam żadnego prawa gmatwać życia innym. Już nie.

– Skończ – mruknęłam zmęczona. – Jak mamy ją odnaleźć? Nie zostawiła żadnej wskazówki!

– Nam nie, ale tobie pewnie tak lub zrobi to w najbliższym czasie.

Pokręciłam głową z niedowierzaniem.

– Na razie wydzwania i wygaduje totalne bzdury. Kompletnie jej nie rozumiem! Jest wampirzycą, na dodatek piękną. Mogłaby mieć takich jak Peter dziesiątki, a nawet tysiące. Uparła się na niego, a przecież on jest tylko człowiekiem. Myśli, że jak zamieni go w wampira, to niespodziewanie zakocha się w niej? Prędzej sam złamałby sobie kark, niż się z nią związał…

Jasper zaczął się śmiać, ale w taki sposób, że po moim ciele przebiegły nieprzyjemne dreszcze.

– Wierzysz w słodkie szczęśliwe zakończenia – powiedział sarkastycznie. – Chcesz go uratować, ale skąd masz pewność, że i on tego pragnie?

– Powiedział, że mnie kocha i chce ze mną być – szepnęłam. – Nienawidzi wampirów, więc nawet najatrakcyjniejsza wampirzyca nie zrobiłaby na nim wrażenia.

– Jak to kiedyś powiedziałaś: marzenia ściętej głowy.

Wywróciłam oczami.

– Masz jakiś kompleks czy co?! – wybuchłam, niespodziewanie odwracając się do niego przodem. – Musisz być najlepszy, bo inaczej zaczynasz świrować. Esthera ześwirowała i jest teraz psychopatką. Masz zamiar mnie również tak ścigać i zmuszać, abym była właśnie z tobą? Czy może mnie ubezwłasnowolnisz, a potem przemienisz?

Wkurzyłam go. Zawsze to się źle kończyło, a ja po prostu zawsze musiałam brnąć w to dalej, zamiast wsiąść do samochodu i odjechać.

– Szkoda, że Laurent nie pokazał mu, jak jęczałaś w moich ramionach. Dobitnie zrozumiałby, że nie ma absolutnie żadnych szans z wampirem.

Odruchowo zacisnęłam dłonie w pięści, bo naszła mnie ogromna ochota na spoliczkowanie go. Znów bolałyby mnie dłonie, ale nie mogłam pozwolić mu się obrażać.

– Nikt nie ma z tobą szans, rozumiesz?! – prawie krzyknęłam. Buzowało we mnie tyle emocji… jakim cudem zdołałam nad nimi zapanować, to nie wiem. – I w tym tkwi problem. Natura zaprogramowała was tak, że dla każdego potencjalnego człowieka jesteście idealni. Piękni, seksowni, pociągający, potraficie w oka mgnieniu zatrzymać serce, odebrać oddech.

Jazz podszedł do mnie na tyle blisko, że czułam jego zimny oddech na swojej twarzy. Moje oczy zatrzymały się na jego ustach, a potem w panice, uciekły w stronę nieokreślonego punktu na parkingu.

– Skoro idealni, to czego mi brakuje? – zapytał szeptem.

– Serca i ciepła.

Blondyn zgrzytnął zębami.

– Jak ci brakuje ciepła, to włóż sobie rękę w ogień – warknął.

– Ciebie też to drażni – odbiłam piłeczkę. – Zdajesz sobie sprawę, że ciepło jest najważniejsze, a tym bardziej kiedy kochasz. Chciałbyś przytulić się i ogrzać drugą osobę, ale nie możesz, bo jedynie zamrażasz ją, jej serce i oddech.

Mierzyliśmy się spojrzeniami krótką chwilę, a potem minęłam go z zamiarem wejścia do samochodu. Jazz złapał mnie za łokieć i przyciągnął do siebie.

– Módl się, aby przeżył, bo nie kiwnę palcem, aby go uratować – powiedział twardo, a potem puścił mnie i odszedł.

Patrzyłam, jak odchodzi. Czułam wyrzuty sumienia, ale nic nie mogłam na nie poradzić. Sama sobie byłam winna. Wsiadłam do samochodu i wsadziłam kluczyk do stacyjki, a potem przeczesałam palcami włosy. Spojrzałam w przednie lusterko i poczułam się okropnie. Z moich oczu biło tyle uczuć, a próbowałam oszukać wszystkich poprzez jakieś głupie słowa, które nie miały absolutnie żadnego sensu.

Pokręciłam głową z niedowierzaniem, a następnie ruszyłam.

Musiałam znaleźć sposób na odnalezienie brata, więc postanowiłam wrócić do domu i przeszukać jego pokój. Jeśli Jasper miał rację, a zapewne miał, to wszystkie odpowiedzi miałam tuż przed nosem. Gdybym bardziej skupiła się na rodzinie, to może już dawno uratowałabym Matta.

– Cholerna miłość – mruknęłam, dociskając gazu.

 

W pokoju mojego brata panował bałagan. FBI przetrząsnęło praktycznie wszystko, jakby nie mieli zielonego pojęcia czego powinni szukać. Wszystko leżało do góry nogami, a dziadkowie bali się sprzątać. Samo przebywanie w jego pokoju doprowadzało mnie do łez. Przypominałam sobie rodziców, Jane, Toma… i czułam, że powinnam się liczyć ze… śmiercią brata. Esthera była nieobliczalna, a ostatni telefon mocno ją wkurzył. W głowie psychopatki są różne dziwne myśli, które psychopaci najczęściej urzeczywistniają. To było przykre i z pewnością straszne.

Usiadłam przy biurku i zajęłam się przeszukiwaniem szuflad. W pierwszej nie znalazłam nic ciekawego, oprócz jakiś gazet, długopisów i kartek, które nijak miały się do czegokolwiek. W drugiej za to był plik zdjęć. Zaskoczona, wzięłam je do rąk i zaczęłam przeglądać.

– Jane – szepnęłam.

Każdemu zdjęciu przyglądałam się po kolei i to bardzo dokładnie. Sam widok uśmiechniętej siostry Petera i jej czułe spojrzenia, rzucane w stronę mojego brata… Łzy same cisnęły mi się do oczu. Zdjęcia robione z zaskoczenia, pozowane, słodkie, śmieszne i te z balu.

Pod koniec znalazłam jednak inne, nie należały do Matta, a powinny być moje.

Ja i Jasper tuż przed balem, kiedy zaczęliśmy być tak naprawdę razem, bo wreszcie ogarnęłam własne uczucia. Patrzyłam na niego z naprawdę dziwnym wyrazem twarzy, a w moim spojrzeniu było coś takiego… i ten nikły uśmiech na moich ustach, uniesiony kącik ust Jaspera i te magnetyzujące oczy.

Pasowaliśmy do siebie.

Może pochodziliśmy z innych światów, ale na tym jednym zdjęciu byliśmy razem.

Przejechałam ostrożnie palcami po twarzy Jaspera.

– Kocham cię i zawsze będę – szepnęłam bardzo cicho, a potem przytuliłam do siebie zdjęcie. Z moich oczu płynęło wiele łez, których nawet nie chciałam zatrzymywać. Zraniłam jedyną osobę na świecie, która oddałaby wieczność, aby móc być ze mną. Poświęcenie, którego nigdy nie byłam warta i moje serce przekrojone na pół, gdzie każda połówka należała do kogoś innego. – Zawsze – dodałam, łykając łzy pełne żalu i nienawiści do samej siebie.

Gdybym mogła, wyrwałabym sobie serce, aby przestać czuć cokolwiek.

Gdybym tylko mogła.

 

Następnego dnia obudziłam się w okropnym humorze. Czułam się gorzej niż wieczorem. Zapuchnięte, zaczerwienione oczy, katar i boląca głowa… Chciałam umrzeć, ale musiałam najpierw odnaleźć brata. Zerknęłam na wyświetlacz komórki, a potem uniosłam brew, widząc wiadomość od Jaspera.

„Musimy porozmawiać. Wszyscy. Przyjdź do mojego domu. J.”

Wszyscy? O kim on pisał? Kogo miał na myśli? I co chciał konkretnie zrobić?

Miałam tyle pytań, których i tak nie mogłam mu zadać, bo przecież powiedziałam mu już, że go nie kocham i nie chcę z nim być. Utrzymywanie jakiegokolwiek kontaktu z osobą porzuconą było niewskazane. Raniłabym mocniej, przy okazji raniąc samą siebie, zmuszając się do kolejnych kłamstw i oszustw.

Czy było coś gorszego?

Odpisałam względnie szybko, czyli po godzinie, że się zjawię. Nie chciałam, bo jego dom był ogromnym kłębowiskiem cudownych wspomnień, ale nie miałam innego wyjścia. Musiałam stawić czoła demonom przeszłości. Cudownym demonom rozkoszy.

Uśmiechnęłam się krzywo pod nosem, czując na całym ciele dawny dotyk Jaspera i te tysiące przyjemnych dreszczy.

Musiałam jak najszybciej wyjechać, aby przestać tęsknić i raz na zawsze zapomnieć, jak smakują pocałunki wampira.

Postanowiłam szybko się ubrać, zabrać zdjęcia z szuflady Matta, bo nic innego nie znalazłam, a potem pojechać do paszczy lwa i mieć nadzieję, że uda mi się trzymać emocje na wodzy. Miałam ogromną nadzieję.

10 uwag do wpisu “Rozdział 70

  1. Znowu pierwsza i bardzo zapłakana…
    Jak to jest, że potrafisz doprowadzić mnie do śmiechu i tylu łez? Po prostu jesteś Aniołem Pisarskim 🙂
    Tak bardzo szkoda mi Jazza… Chociaż z drugiej strony rozumiem wybór Marissy. Nie chce już więcej nikogo ranić, by nie zadawać bólu samej sobie. Mimo to… Ehh…
    Czytając płakałam jak bóbr.
    Czekam na rozwój zdarzeń ( końcowe chwile powieści) z niecierpliwością i łamiącym sercem 🙂
    Pozdrawiam gorąco i ściskam.
    Ps. Zapraszam też do mnie na nowy 4 już wpis 🙂

    Polubienie

    • Szkoda Ci Jaspera… Interesujące 😀 Przez ostatnie 20 rozdziałów zastanawiałam się, co powinnam wymyśleć, napisać, aby wybielić jego postać. Byłam przekonana, że wszystkie czytelniczki będą w teamie Petera, no i się pomyliłam 😀
      Nikomu nie jest żal Petera? Naprawdę?

      Polubienie

  2. 😀 Mi jest żal Petera – ile on się nacierpiał, konkuruje z wampirem, ale się nie poddaje – mam nadzieję, że Esthera nie zamieni go w wampira, bo by sie chyba z Jasperem pozabijali, a Rissa… bardzo jej współczuję :* czekam na kolejny rozdział. Nie wierzę, że to już dobiega końca 😦

    Polubienie

    • Chociaż Ty patrzysz na Petera przez ten sam pryzmat co ja 😀 I nie, nie jestem stronnicza, bo każdy bohater będzie miał swoje zakończenie (szczęśliwe lub nie, ale co ja na to poradzę). Peter rywalizuje z wampirem, a ta walka jest z góry przegrana 🙂 NIestety 😦

      Polubienie

Dodaj komentarz